player

GRY

sobota, 26 lipca 2014

Drop Dead.

Witam!

No Kochani... Widzę, że blog leży martwy. Nikt już nie czyta, nikt nie odwiedza. Wiem, wiem. To moja wina. Zawiodłam Was, a blog się zeszmacił, tak jak pisałam wcześniej. Nie wiem, czy jeśli nie ma tu żywej duszy, to czy jest sens dalej to ciągnąć. Pisałam dla Was, a nie z nudy. Satysfakcjonowała mnie Wasza ciekawość i nowe komentarze. A teraz? Teraz powiewa tu śmiercią i szarością. Duch bloga chyba już nie powstanie. W każdym razie, nie bez Was...
Kocham Was i tak!
- Neko -

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 21

Witam!

Wracam po bardzo długiej nieobecności. Znów zaczynam pisać i będę kontynuować to tak długo, jak się da. W sumie, nawet nie mam pomysłu na koniec. Mam nadzieję, że frekwencja na blogu się znacznie poprawi i statystyki wzrosną w górę, bo bez Was jaki jest sens pisania? A więc, nie opuszczajcie mnie i zaglądajcie tu! Zapraszam na nowy rozdział! ;3

Rozdział XXI

Od jakiegoś czasu w moim życiu panuje cisza. W sumie, nic się nie dzieje. Nikt się nie odzywa. Nikt nie tęskni. Przesiaduję w swoim pokoju, pochylony nad książkami i zeszytami. Mam teraz bardzo dużo nauki. Do matury zaledwie 3,5 tygodnia! Przestudiowałem 3/4 materiału, ale wciąż czuję się niepewny. W dodatku moje samopoczucie znacznie się pogorszyło. Ale tak naprawdę... czy w ogóle mogło być gorzej? Czuję się odizolowany, sam to robię. Odsuwam się, zamykam się w klatce z lęku. Pytanie brzmi, czego się boję? Matury, ludzi, bólu, śmierci? Czego? A może wszystkiego na raz? Niszczę się, a moje rany nie chcą się goić. Pokryłem się krwawiącymi kreskami i duszę się w swetrach i koszulkach z długimi rękawami. Od jakiegoś czasu również Cassian się mało odzywa. Raz dziennie jakiś sms. Żadnych rozmów, a nawet ciężko to nazwać dialogiem. Jakby Cass miał mnie dość. Jest niechętny na spotkania, a gdy pytam, co się dzieje, to milczy lub zwyczajnie mówi "nic". Z kogo robi idiotę? Ze mnie czy z siebie?
O wilku mowa, mój telefon zaczął wibrować. Poczułem ukłucie gorąca, które przeleciało przez mój organizm, a ciało napięło się niczym struna. To było czyste oczekiwanie w napięciu, czy to on. Wpisuję kod, patrzę na smsa. "Proszę, wyjdź przed dom." Nie myśląc długo, wstałem i pomaszerowałem przed dom. Gdy schodziłem po schodach, kot przewinął mi się między nogami, a ja straciłem równowagę i runąłem przed siebie. Bolesny upadek na beton, mam zdarte dłonie. "Cholera, kocham tego kota, który próbuje mnie zabić." - pomyślałem.
- Brawo. - usłyszałem klaśnięcie w ręce.
Uniosłem wzrok. Blondyn stał z sarkastycznym uśmiechem, ale jego oczy były bardzo dziwne. Coś się w nich kryło, tylko nie miałem pojęcia co. Wstałem z betonu, otrzepałem ręce i chciałem przytulić chłopaka.
W pierwszej chwili cofnął się, zupełnie tak, jakby to był odruch ze strachu. Jednak jakby po przemyśleniu, wtulił się we mnie. Poczułem, jak jego małe rączki zaciskają się na moich ramionach, a palce wbijają się w obojczyki. To był oczywisty znak.
- Powiedz mi, co się z tobą dzieje? - złapałem go za ramiona i spojrzałem mu prosto w oczy. Odwrócił wzrok, wbijając go w ziemię. Przyglądał się swoim trampkom, a ja potrząsnąłem nim, żeby na mnie spojrzał. Bał się, wstydził czy po prostu zrobił coś złego i chce to ukryć?
- A co ma się dziać? - zapytał siląc się na normalny ton, jednak jego głos załamał się.
- Ty mi powiedz. Nie chcesz spojrzeć mi w oczy, bo wiesz, że oczy nigdy nie kłamią.
Cassian zrzucił moje dłonie i usiadł na schodach z ciężkim, smutnym westchnieniem.
- Źle się czuję. - powiedział i zaczął poprawiać nerwowo grzywkę.
- Dlaczego? Fizycznie, psychicznie? - dopytywałem.
Złapałem go za dłoń. Niech wie, że może mi ufać. Zawsze powinien o tym pamiętać, ale teraz czuję, że coś się zmieniło. Czyżby przestał ufać mnie i innym, a nawet sobie? Coś się musiało wydarzyć. Coś poważnego, co zmiażdżyło go. A może przesadzam i faktycznie nic mu nie jest?
- Ogólnie źle się czuję. Czuję się taki niepotrzebny. Pusty wewnętrznie. - wyjaśnił.
- Kochanie, przestań, wcale tak nie jest! Wiesz, że jesteś całym moim światem. Ja cię potrzebuję! - tłumaczyłem mu, ale on wcale się nie uśmiechnął.
- Spotkałem swojego byłego... - szepnął i zacisnął usta. Widziałem, że napięła się jego cała szczęka. Nie chce płakać, stara się trzymać w całości.
- Kogo? - nie wiedziałem, że Cass miał przede mną innego chłopaka.
- Ma na imię Stellan. Jest od nas starszy. Mieszkałem z nim jakiś czas, to był dobry związek, prawie... - odparł.
- Dobry, więc czemu się rozpadł?
- Ponieważ Stellan mnie zostawił, wolał gonić za marzeniami. Wyjechał do Japonii, studiował, miał innych partnerów, a mnie porzucił jak rzecz. Długo przez niego cierpiałem. Teraz wrócił do Anglii i mieszka niedaleko galerii, dosłownie kilka kroków. - łezka potoczyła się po jego policzku. Otarłem ją kciukiem i delikatnie ucałowałem jego usta.
- Moment, powiedziałeś, że prawie dobry związek... co to ma znaczyć, prawie?
Blondyn zacisnął piąstki, a łzy zaczęły spływać dużo bardziej obficie. Jego głos był słaby, a ja wyczułem strach.
- Przez kilka lat znęcał się nade mną. Byłem jego zabawką. Traktował mnie jak swoją własność. Kupował mi ubrania, płacił za zakupy, utrzymywał mnie. Był sponsorem. Ja w zamian za to, pozwalałem by mnie bił, wyżywał się, krzyczał... i nie tylko... - ostatnią część zdania dodał szeptem.
Przeszedł mnie dreszcz. Nie miałem pojęcia, że Cass miał taką przeszłość. Moje serce ścisnęło się, a rzeczywistość wydała mi się taka okrutna.
- I nie tylko? - powtórzyłem za nim.
Blondyn spojrzał mi głęboko w oczy, a ja zrozumiałem. Coś mnie ukłuło w samym środku, coś pękło, coś zostało zniszczone. Poczułem przypływ gorąca, przyspieszyło mi tętno, a w mojej głowie zaczęły się kłębić bluźnierstwa.
- Co się stało na spotkaniu?
- Nic, rozmawialiśmy. - odpowiedział zbyt szybko.
- Cassian! - wrzasnąłem.
- Znów mnie skrzywdził... broniłem się, ale... - rozpłakał się. Jego ręce się trzęsły, a twarz pobladła.
- ZABIJĘ SKURWIELA! - wydarłem się i wstałem. Byłem wściekły, miałem ochotę dorwać go i rozpierdolić mu łeb. I zrobię to. Obiecałem to sobie w duchu, nie odpuszczę, o nie! Szybkim krokiem skierowałem się do domu i wybiegłem na podjazd. Cassian pobiegł za mną.
- Cornel, proszę cię, nie rób nic! Nie warto! - błagał, ale ja nie słuchałem. Nic mnie nie zatrzyma. - On jest chory psychicznie, nie wiedział co robi!
- Akurat, przez tyle lat też, kurwa, nie wiedział?! - wrzasnąłem.
- Będziesz miał problemy, proszę cię... - płakał. Złapał mnie za rękę i starał się zatrzymać. Wyrwałem się z uścisku i wsiadłem na motor. Nagle usłyszałem kaszlenie. Odwróciłem się, Blondyn dusił się, trzymając się za brzuch.
- Co Ci jest?! - krzyknąłem.
- Nie... mogę... oddychać... - wysapał i upadł.
Rzuciłem się do niego. Na klęczkach, trzymając jego głowę, dzwoniłem po pogotowie. Mieli przyjechać dosłownie za chwilę. Nie zastanawiając się, zacząłem udzielać mu pierwszej pomocy. Jego serduszko nie biło.
- Cass, no dalej... obudź się!