player

GRY

poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 17

Ave!

A więc wszyscy myśleli, że to koniec. Niestety (lub stety) opowiadanie trwa dalej. Jak? Czytajcie <3 Pamiętajcie, (Dear Cawi~) żadna nadzieja nie jest głupia, mimo iż twierdzi się, że nadzieja matką głupich. Prawda jest taka, że nadzieja umiera ostatnia. Mam nadzieję, że Was mile zaskoczyłam, a obrót spraw się Wam spodoba. Ten rozdział dedykuję pewnej Czytelniczce - ona wie, że to dla niej :)

Rozdział XVII

*1*
Pik...Pik...Pik...
Otworzyłem oczy z wysiłkiem. Moje powieki ważyły tonę. Wszystko było rozmazane. Potrząsnąłem głową i mrugnąłem kilka razy. Znam skądś to oślepiające światło... Ta biel raziła mnie tak bardzo, iż musiałem przymrużyć oczy. Rozejrzałem się. Leżałem w łóżku szpitalnym. Czułem że moja ręka jest ściśnięta. Cassian. Siedział zapłakany obok mojego łóżka, ściskając moją dłoń. Łzy spływały mu po policzkach, które poczerwieniały. Oczy miał opuchnięte, pewnie płakał wiele godzin.
- Sss-Co się stało? - wybełkotałem.
- Miałeś napad. - wychlipał.
Otworzyłem oczy szerzej.
- Co? Ale że jak? - zdziwiłem się.
- Stwierdzono u ciebie epilepsję. Wystraszyłeś mnie! Tak cholernie wystraszyłeś! - rozpłakał się bardziej.
Przytuliłem go.
- Spadałem. - powiedziałem.
- Co?
- Spadałem. We śnie. - wyjaśniłem.
- Nie rozumiem... - przekręcił głowę na bok, w geście niezrozumienia.
- Nic już... Zapomnij o tym.
A więc Yuki niezupełnie miała rację? Mój sen był tak rzeczywisty i tak naszpikowany emocjami, że uderzenie wywołało u mnie napad padaczkowy? Ech... to się jakoś nie klei do siebie.
- Cornel... chciałem Ci o czymś powiedzieć już dawno... ale... nie chciałem cię wystraszyć... - zaczął Cass.
- Nie wystraszę się, powiedz mi teraz. - byłem pewny siebie.
- Nie wiem, czy potrafię...
- Proszę...
- Musimy porozmawiać o tym gdzie indziej. Byle nie tu... - wycofał się.
Przytaknąłem mu na znak, że rozumiem. To miejsce nie należało do tych najprzyjemniejszych. Byłem w tym szpitalu już raz. Wtedy po wypadku. Mam nagłe deja vu. Dreszcze przebiegły moje ciało, a moje płuca zaczęły brać mniej powietrza. Mój oddech spłyciał, a przed oczami zrobiło się czarno.
- Cass... zawołaj pielęgniarkę. Natychmiast! - krzyknąłem.
Cass wstał i pobiegł na korytarz, krzycząc że potrzebuje pomocy. Nagle urwał mi się film.

*2*
Echo w mojej głowie. Pusty, nijaki dźwięk ciszy.
- Halo? - krzyknąłem.
Byłem sam. Błądziłem w ciemności. Nagle zobaczyłem Yuki.
- Gdzie jestem? - zapytałem.
- Jeszcze nie możesz... - szepnęła.
- O czym ty mówisz? - zdziwiłem się.
Yuki złapała mnie za rękę, pocałowała w policzek i obróciła w przeciwną stronę.
- Wracaj! - rozkazała.
- Gdzie?
- Obiecuję, że zobaczymy się znowu... - mówiła wciąż ciszej.
Puściła moją dłoń, a ja otworzyłem oczy. Znów ten sam widok. Rażąca biel.
- Znowu? - wymamrotałem.
- Nie. - odpowiedział Cassian.
- A więc? - zapytałem.
- Tym razem atak był tak silny, że doszło do zatrzymania akcji serca w skutek za małej ilości tlenu. - wyjaśniła mi pielęgniarka, która właśnie zakładała mi nowy wenflon.
- Długo spałem?
- Półtorej godziny. - odpowiedziała i wyszła.
Kiedy mnie wypiszą? Nie chcę tu być! Dlaczego te ataki pojawiły się tak nagle? Czy to ma podłoże psychiczne? Dlaczego widziałem Yuki? Czy mój umysł chciał mnie oszukać, czy dusza chciała się wydostać? - tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Każda sekunda zadawała mi większe tortury. Czy ktoś mi odpowie? Tak bardzo się boję! "Moment, słyszę swoje myśli. To echo... Czy to normalne? Gadam sam ze sobą. Chyba świruję. Pomocy. Mam paranoję!? Oszalałem?" - moje myśli zaczęły chaotycznie wypełniać moją głowę, a moje skronie ścisnął ból.
- JUŻ DOŚĆ! - wrzasnąłem, łapiąc się za skronie.
- Cornel? Co się dzieje?
- Moja głowa... zaraz eksploduje! - wyjąkałem.
Ból był niesamowity. Napięcie z wewnątrz sprawiało, że miałem wrażenie, iż moja głowa za moment wybuchnie. Czułem pulsowanie pod palcami. Nagle wszystko minęło. Cały ból zniknął, jakby odjęty Bożą ręką. Czy to było moje urojenie?
- Już wszystko ok... - odpowiedziałem spokojnie.
- Martwię się... - szepnął blondyn.
- Wszystko będzie dobrze. - pocieszyłem go i ucałowałem w czoło.
- Wcale nie...
Spojrzałem na niego pytająco.
- Nic. Kocham cię. - powiedział i pocałował mnie w usta. Tak bardzo mi tego brakowało...
Do pokoju weszła pielęgniarka.
- Dziś jest ładna pogoda. Twój stan się ustabilizował, więc lekarz wyraził zgodę na krótki spacer na patio, jeśli masz ochotę. - oznajmiła wesoło.
- Idziemy? - zapytałem.
- Tylko najpierw się przebierz... - zachichotał, łapiąc kawałek mojej szpitalnej koszuli.
Ubrałem się w T-shirt z Black Veil Brides, który przywiózł mi Cass i czarne dresy - nie chciało mi się wbijać w ciasne, czarne jeansy. Dres raz na jakiś czas się przydaje. Oj... Hańbię swą subkulturę. Dobrze, że ludzie z grupy mnie teraz nie widzą. W stanie zamyślenia opuściłem salę. Szedłem korytarzem, zupełnie nieprzytomny. Nawet nie zauważyłem, gdy znalazłem się na dworze. Cassian prowadził mnie za rękę, a ja szedłem za nim. Usiedliśmy na końcu patio, w rogu, na ławeczce. Zasłaniały nas krzaki iglaste, a słońce grzało moje plecy.
- O czym chciałeś rozmawiać? - mruknąłem.
- To na końcu. - odszepnął i wplótł palce w moje włosy.
Spojrzał mi prosto w oczy, a ja wykorzystałem tę chwilę i pocałowałem go namiętnie. Tak dobrze że zasłaniały nas krzaki!
- Tak bardzo żałuję, że jesteśmy tutaj. - powiedział i posłał mi szatański uśmiech.
- Koooocham Cię. - wypowiedział to z lekkim śmiechem, doskonale wiedząc, co się snuło w jego zrytej czaszce. Ale to właśnie sprawiało, że uśmiechałem się. Zawsze tak bardzo szczerze. Nagle zauważyłem, że jego uśmiech zniknął, a twarz mu pobladła. Iskierki w jego oczach zgasły. Jakby nagle opuściło go całe życie. Uniosłem jego brodę, ujmując go za podbródek. Spojrzałem w jego oczy tak samo, jak on w moje. Miał białe soczewki, ale ja czułem na sobie jego strach. Przerażone, zagubione spojrzenie, mówiące "Nie zostawiaj mnie".
- Nie zostawię cię. - powiedziałem.
- Ale ja ciebie tak. - jego ton załamał się w połowie, a z oka wypłynęła łza. Szybko otarł ją, udając, że nic się nie stało.
- Co masz na myśli? - przestraszyłem się.
- Cornel... pamiętasz tamte badania, na które pojechaliśmy razem, a ty na mnie czekałeś w poczekalni? - zapytał.
Kiwnąłem głową potwierdzając, że pamiętam. Moje serce nagle przyśpieszyło.
- Mam nowotwór... - wyszeptał i rozpłakał się. Moje serce przyśpieszyło jeszcze bardziej, a głos zamarł mi w gardle. Objąłem Cassiana, nie wiedząc co powiedzieć. Mój świat właśnie runął na ziemię, złamany na pół.
- Jak...?

poniedziałek, 17 marca 2014

Wróciłam z rozdziałem 16!!!

Witajcie!

Tak, wróciłam do Was i wcale nie zapomniałam. Wiele razy chciałam już coś napisać, ale mi nie wychodziło i jakoś nie miałam weny. Wiem, że było to bite 3 tygodnie. Przepraszam. Czy wybaczycie mi to zaniedbanie, jeśli powiem, że mam rozdział 16? Tak? To świetnie ;3 Niestety, osoby o których tutaj w tym opowiadaniu pisałam, rozstały się :c Tak, chodzi o mojego najlepszego przyjaciela i jego chłopaka :c Nie wiem, co teraz będę pisać, jeśli już nie są razem... No cóż. Zacznę używać wyobraźni. No dobra, koniec. Ten rozdział dedykuję Mojemu Kochanemu Śfiiirkowi Keiichi'emu <3 Będzie dobrze, kochanie! A teraz czytajcie ^_^

Rozdział XVI

Minęło już kilka tygodni od czasu pogrzebu Yuki... Wciąż noszę w sobie smutek, ale postanowiłem, że nie będę go okazywać, bo nie chcę, żeby mój humor przelał się na biedne serduszko Cassiana. Ostatnio wiele uczuć mnie przepełnia, a ja nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć. Wszystko budzi we mnie gniew. Irytację. Cały świat jest zły, podły i każda czynność wymaga ode mnie wielkiego wysiłku. Nawet nie mam ochoty rozmawiać z Cassianem. Najchętniej poszedłbym spać. Na zawsze. Jednak wiem, że to nic nie zmieni. Wtedy moje problemy nie znikną, a tylko spadną na barki kogoś innego. A nikomu tak źle nie życzę...
Właśnie siedzę sobie sam na parapecie, patrząc na szary świat, pogrążony w smutku. Niebo płakało. Kilka małych kropel płynęło po szybie, a ja goniłem je uparcie palcem, aż do samego dołu, gdzie roztrzaskały się o płytki na parapecie. Ludzie kończą tak samo, jak te krople. Dokładnie tak samo. Zamknąłem oczy, a w mojej głowie pojawił się obraz. Tylko ja i przede mną krawędź budynku. Już tu byłem. Patrzyłem stąd w dół już setki razy. Jednak wciąż za mało. Wciąż czułem, że nie potrafię. "Słaby, słaby, słaby..." - nuciły głosy zza moich pleców. Odwróciłem się. Tak, stały tam osoby które kocham. "Słaby, słaby, słaby..." - mówiły wciąż głośniej. Zbliżały się, a ja nie mogłem się cofnąć. Te osoby... wyglądały jak ci, których cenię, ale byli puści. Z ich oczu wypływała pustka, istna nicość. Byli jak lalki. Ich martwe uśmiechy wciąż coraz bardziej szarzały, a kąciki ust drgały, jakby nie mogły utrzymać ciężaru. "Słaby, słaby, słaby..." Ich ręce dotykały mojej klatki piersiowej, łapały za szyję, obejmowały ramiona. Nie... Czy to ból? Wciąż więcej bólu. Spojrzałem w dół. Nóż tkwił głęboko, a krew wylewała się obficie, tworząc kałużę u moich stóp. "Za słaby!" - syknęli i popchnęli mnie. Leciałem w dół. Wciąż niżej i niżej. Postacie patrzyły nachylone w moją stronę. Machali mi. Tak wiele myśli się nagle pojawiło. Przed oczami zaczęły migać mi urywki mojego życia. Piąte urodziny... mały, niebieski torcik z kilkoma świeczkami... Tata i mama śpiewali mi sto lat, wręczając mi prezent. Moje pierwsze pójście do szkoły... Tyle stresu... Nowi ludzie, nowa klasa. Skończyłem podstawówkę... tyle radości. Wybiegam z dyplomem ze szkoły i rzucam się tacie w ramiona. On podnosi mnie, obraca się wokół własnej osi. Śmieje się... Druga klasa gimnazjum... byłem przy tablicy. Chłopaki ściągnęli mi spodnie... Wszyscy się śmiali. Pobiegłem do łazienki i pociąłem się. Pogrzeb... stałem zalany łzami, rzucając różę na trumnę mojego ojca... Klasa pierwsza liceum... wracam do domu, a matka znów była pijana... Przykryłem ją kocem... Druga klasa liceum... zakochałem się... Yuki tak słodko na mnie patrzyła... Trzecia klasa... rozpoczęcie przygotowań do matury... Poznałem Cassiana... Zakochałem się... Nagła śmierć Yuki... Jej drobne ciałko ułożone w trumnie... Nie... Nie chcę tego pamiętać. Nie chcę widzieć tego wszystkiego. Nie chcę takiego życia! I tak nie zostało mi wiele. Zbliżam się do końca, wciąż niżej i niżej. Chłód zaczął ogarniać moje ciało. Chłodne szpilki wbijały się wciąż głębiej, raniąc boleśnie. Nakłuty z każdej strony, znikałem. Mgła zaczynała pochłaniać moje pole widzenia. Wciąż niżej... Już tak niewiele do końca... Czy jeśli otworzę oczy, obudzę się? Czy wrócę do swojego życia? Nagle wszystko zniknie. Nie, ja tak nie chcę. Nie chcę się budzić, nie chcę znów tam być. Mnie już wystarczy. Chciałbym zniknąć. Tak raz na zawsze... Nagle przypomniały mi się słowa Yuki. Czy umrę razem z uderzeniem? To już za chwilę. Widzę asfalt bardzo dokładnie, niemalże mogę go musnąć palcami. OTWÓRZ OCZY!

Wybaczcie, że tak krótko. Ale chyba wszyscy wiedzą, co się stało. Nie wiem, czy dam jakiś tekst na zakończenie. Zastanowię się. No cóż, smutne, że tak się to skończyło, prawda? Czekam na komentarze, co sądzicie <3