player

GRY

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 20

Witam!

Ostatnio wiele myślałam o nowym poście. Czytałam te stare i odniosłam wrażenie, iż moje opowiadanie jest nieco rutynowe. Wciąż bardzo przewidywalne 'wypadki'. Sami rozumiecie. Uznałam, że czas troszkę poprawić jakość opowiadania. Urozmaicić je. To jest początek eksperymentu. Czas zacząć! W ogóle uświadomiłam sobie, że mój profil był odwiedzany 4500 razy. Dziękuję! :)

Rozdział XX

Cassian:

Ostatnio czas leci bardzo szybko. Zbliża się kwiecień, a razem z tym wszystkie wiosenne problemy. Również do końca roku zostało niewiele czasu. Dotarło do mnie, że w maju Cornel pisze maturę i... kończy liceum! Będę w szkole sam. On pójdzie na studia, a ja? Zostanę tu, by gnić wśród dupków, którzy mnie irytują każdego dnia tak bardzo, że patrzę na nich i zastanawiam się, kogo zabić jako pierwszego. Pociesza mnie myśl, że idą wakacje i spędzę je całe z moim ukochanym. Chociaż, patrząc na moje postępy w chorobie, nie wiem czy uda mi się iść do 3 klasy. Boję się. Tak mnie to przeraża. Cały poranek chodziłem smutny, obawiając się. Zaplanowałem sobie samotne wyjście do galerii, żeby zminimalizować stres. Nie chcę wyciągać na miasto Cornela, ponieważ musi się uczyć. Nie chcę mu przeszkadzać. Matura jest bardzo ważna. Właśnie siedziałem zakładając białe trampki. Znów ubrałem się cały na biało. To już nawyk. Wyszedłem z domu i ruszyłem na przystanek autobusowy. Nie chcę brać auta rodziców, bo jeszcze zdarzy się wypadek, rozbiję samochód i starzy mnie zabiją. Bezpieczniej autobusem. Wsiadłem do pojazdu i zaszyłem się na samym końcu. W słuchawkach leciało właśnie Clubbed To Death, Blood On The Dance Floor. To poprawiało mi humor. Pozytywna muzyka, choć z negatywnymi akcentami. Dojechałem na miejsce i wszedłem do galerii. Była wielka. Mnóstwo sklepów, tłumy ludzi, hałas i szum. Tak, typowe. Dziś miałem w planach zahaczyć markowe sklepy, żeby kupić jakieś jeansy, ze 3 T-shirty, buty i może jakieś kolczyki. Przy okazji wstąpię do drogerii żeby kupić jakieś ładne męskie perfumy, farbę do włosów i eyeliner. Odwiedziłem jako pierwsze C&A. Rozejrzałem się i w oczy rzuciły mi się neonowe koszulki. Wybrałem niebieską koszulkę z napisem "It's My Cookie" w rozmiarze S. Ruszyłem do przymierzalni. T-Shirt pasował idealnie! Wyglądałem naprawdę dobrze. Uznałem, że go kupię. Gdy zapłaciłem przy kasie, wyszedłem ze sklepu, idąc do stoiska z biżuterią. Zajrzałem w szybki.
- W czymś pomóc? - zapytała młoda ekspedientka.
- Nie, to znaczy, tak. Szukam labertów w kolorze różowym. Oczywiście do wargi.
Sprzedawczyni otworzyła szybkę i podała mi to, o co ją poprosiłem.
- Dziękuję, do tego jeszcze potrzebuję nowy kolczyk do septum, najlepiej biały.
Do pudełeczka dostała się biała podkówka. Zastanawiałem się czy kupić też niebieską sztangę do języka.
W końcu wyszło na to, że również wylądowała w pudełeczku, razem z dorzuconymi białymi tunelami. Zapłaciwszy, poszedłem do House'a. Od razu zauważyłem szare poprzecierane jeansy. Były bardzo obcisłe. To był ciuch idealny dla mnie! Do tego dobrałem białą koszulkę z szaro-czarną różą i napisem "Immortal".
Zapłaciłem i opuściłem sklep. Zachciało mi się pić, więc pojechałem schodami na następne piętro, do części z jedzeniem. Plątałem się wśród tłumu, manewrując. Nagle dostałem smsa, więc wyjąłem telefon i wgapiłem się w ekran, odpisując. W tej samej chwili zderzyłem się z kimś.
- Bardzo przepra- CASSIAN!? - krzyknął zdziwiony głos.
Podniosłem głowę. To było nagłe, piorunujące uczucie. Coś mnie skręciło w środku, a usta zamarły w kształcie litery "O".  Przede mną stał czerwono-włosy, szczupły chłopak. Był ubrany w czarną koszulkę z kotem, czerwone rurki w kratę, trampki w ćwiekami, a na głowie miał fullcap z napisem "Mr. Perfect".
- S-s-Stellan? - wyjąkałem.
- Ale długo się nie wiedzieliśmy! - przytulił mnie, jak gdyby nigdy nic.
- Co Ty tu robisz? Przecież wyjechałeś do Japonii! - krzyknąłem, zdezorientowany.
Stellan. Galeria. Ja. On. Tu. Zderzenie. ŻE, KURWA,CO?!
- Co taki zdziwiony? Wróciłem do Anglii, ponieważ mój kurs o Japonistyce się skończył. To mój ostatni rok studiów. Wiesz, licencjat. - wyjaśnił chłopak - może pójdziemy coś razem zjeść? Chciałbym z tobą pogadać. Tęskniłem, wiesz?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Stellan... to taka długa historia. Było mi ciężko zaakceptować jego powrót. Wrócił tak nagle, jak wyjechał. Zostawił mnie od tak sobie. Nie mogłem nic powiedzieć. A teraz myśli, że jak wrócił, to znów będziemy bliżej siebie, jak za dawnych lat? To przepadło. Drugi raz zapałki nie odpalisz. Tak?
Usiedliśmy na kanapie, pijąc shake'i.
- Mów, co u Ciebie. - zacząłem, niepewnym tonem.
- W sumie, nic. Jak już mówiłem, kończę pierwszą część studiów. Teraz będę się brać za magisterkę. Trudna robota. Kupiłem sobie mieszkanie niedaleko stąd, urządziłem się całkiem nieźle. Jak chcesz, to może kiedyś do mnie wpadniesz, jak będziesz wolny.
"Czyli nigdy..." - pomyślałem.
- Mhm. Rozumiem. A ja mam to samo nudne życie. Tylko czas szybciej leci. Poznałem nowych ludzi, dostałem nowe szanse, zmieniłem się jednak trochę. - powiedziałem upijając łyk shake'a.
- Zauważyłem. Świetnie wyglądasz. Gdy cię ostatni raz widziałem, byłeś ubrany na czarno, z pociętymi rękoma, w depresji. Dobrze to pamiętam. Ja pakowałem walizkę do samochodu, a ty stałeś w drzwiach, płacząc. Krew kapała z twoich nadgarstków na wycieraczkę. Twój makijaż spływał po policzkach. - wspominał, jakby to było jedno z najprzyjemniejszych wspomnień, podczas gdy ja cierpiałem w środku niesamowicie.
- Zraniłeś mnie. - skwitowałem.
- Wiem. Nie mówiłem ci tego, ale przepraszam. Nie tak miało być, ale zrozum, to była moja szansa na sukces. Wiedziałem, że wrócę i...
- I co? Że wrócisz, a ja będę czekać? Zobaczę cię, wybaczę ci i rzucę się w twoje ramiona? - krzyknąłem.
- Cass, spokojnie, pozwól mi wyjaśnić...
- Tu nie ma nic do wyjaśniania, rozumiesz? Wybrałeś to, co było ważniejsze. Czy ja kiedykolwiek coś dla ciebie znaczyłem? - łzy cisnęły mi się do oczu, ale chciałem je zatrzymać.
Stellan usiadł bliżej mnie i objął mnie ramieniem. Nie chciałem jego dotyku, ale nie wiedząc czemu, wtuliłem swoją głowę w jego ramię. To mnie tak bardzo zabolało. Zostawił mnie, wraca i myśli że czekałem? Cholera. Tak, ma rację. Czekałem... Łzy wypłynęły mi z oczu.
- Nie wiedziałem, że tak cię to zrani... Nie chciałem... - szeptał, głaszcząc mnie po głowie.
Podniosłem głowę, wytarłem łzy i wstałem.
- Żegnaj, Stellan.
Szybkim krokiem poszedłem w stronę łazienki. Wpadłem do kabiny i usiadłem na podłodze, nie ukrywając już bólu. Łzy wyciekały ze mnie, zabierając ze sobą wszystkie przykre wspomnienia. Wyciągnąłem z torby scyzoryk. Obracałem go w palcach. Nie robiłem tego od tak dawna. Kilka lat. Pieprzone kilka lat! Nie wytrzymałem. Wbiłem scyzoryk w swoje ramię. Potem znowu i znowu. Wtem moje drzwi się otworzyły, a przy mnie ukucnął Stellan.
- Proszę, przestań. Naprawię wszystko, uwierz mi, zmieniłem się... - tłumaczył się, próbując zabrać mi narzędzie. Wreszcie scyzoryk upadł na zakrwawione płytki.
- Gdy wyjechałeś, siedziałem w domu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Miałem 16 lat. Byłem rozdarty, a na moim ciele nie było już miejsca na nowe rany. Płakałem non stop. Bałem się. Którejś nocy ból był tak silny, że nie mogłem wytrzymać. Nie dzwoniłeś, nie pisałeś, nie było cię! Zabiłeś część mnie. Podciąłem sobie żyły. Wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym! Siedziałem tam zasrane 2 lata! Cały czas wierzyłem, że wrócisz, że przypomnisz sobie o mnie, że zabierzesz mnie stamtąd! Że będzie, kurwa, dobrze! - płakałem jeszcze bardziej.
- Wybacz mi, proszę... - szeptał, przytulając mnie - daj jeszcze jedną szansę.
- Stellan, ja nie mogę. Ja mam.. - Przerwał mi pocałunkiem.
Przyparł mnie do ściany, całując namiętnie. Jego dłonie powędrowały pod moją koszulkę. Zacząłem się rzucać, próbując go od siebie odepchnąć, ale był zbyt silny. Próbowałem złapać jego dłonie, które zmierzały w dół. Jego usta całowały moją szyję.
- Zostaw mnie! Błagam! - prosiłem, odczuwając straszny lęk i niechęć.
Zacisnąłem nogi z całej siły i naprężyłem mięśnie brzucha. Nie chcę, żeby mnie dotykał. Opierałem się jego dotykowi, odpychając jego tors rękoma.
- Oj Cass, no przestań. Tak długo się nie widzieliśmy... - Jego ręce zjechały jeszcze niżej.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknąłem, wyrywając się, jednak to było na nic. Szybkim ruchem zatrzasnął drzwi, przekręcając zamek. Z podłogi nie dosięgałem do zamka. Poczułem, że moje obcisłe spodnie się poluzowały. Proszę, nie... Stellan zszarpał ze mnie koszulkę, dotykał mojej klatki. Gryzł mnie i był brutalny. Uderzyłem go w twarz. Gdy dotarło do niego, że właśnie dostał z liścia w twarz, rzucił mi mordercze spojrzenie. Uśmiechnął się złośliwie i szarpnął mną, obracając mnie. Łzy znów zaczęły wypływać na moje policzki. Nagle z mojego gardła wydarł się krzyk bólu. Chłopak się śmiał, zaciskając dłonie na moich ramionach. Uścisk był mocny i bolał. W zasadzie, cierpienie pulsowało w całym moim ciele. Zamknąłem oczy, próbując nie myśleć o tym, co się dzieje. To zaraz minie. On zaraz odejdzie, to się skończy. Ból. Ból. Ból. Tylko ból i nienawiść. Do moich uszu dotarło ciche jęknięcie. Chłopak cmoknął mnie w kark i poklepał po policzku.
- Dobrze, że się spotkaliśmy, Cass. - wysyczał i zaśmiał się.
- Obiecałeś mi, że już nigdy mi tego nie zrobisz... - szepnąłem.
- A Ty, bachorze, uwierzyłeś? Wciąż jesteś bezbronny. Wciąż jesteś moją marionetką. Bardzo przyjemnie się tobą kieruje. Zastanów się, czy nie zostać męską dziwką. Dupę masz do tego idealną! - wyśmiał mnie, ubrał się i wyszedł z łazienki. Nie wiedziałem co zrobić. Powycierałem się z pozostałości po nim, ubrałem się i podciągnąłem kolana do brody. Molestował mnie przez tyle lat. Ale mimo wszystko go kochałem. Dbał o mnie. Zapewniał jedzenie, ubranie, pieniądze. Moi rodzice nie wiedzieli o tym układzie. Nie umiałem nikomu powiedzieć, że mi to robił. Krzywdził mnie, ale też kochał. Tak przynajmniej myślałem. Teraz czuję do siebie wstręt. Jestem obrzydliwy. Mam paskudne ciało. Jestem szmatą. Tak mi wstyd... Podniosłem scyzoryk z podłogi i zacząłem rozcinać swoją skórę. Cała depresja nagle do mnie wróciła. Zdechnij, śmieciu.

poniedziałek, 5 maja 2014

A jednak... rozdział 19

Witam!

No, kolejny raz Was zaskakuję, gdyż pewnie wszyscy sądzili, że to już koniec. A jednak nie :) Mój dół nie minął, wciąż płaczę po nocach, a moje ręce wyglądają jakby dopadł je szaleniec z maczetą, ale jest ok. Nie zabiłam się, ale próbowałam (wiem, idiotyzm...). Na  (nie)szczęście jestem tu z Wami wciąż i dodaję kolejny post c:
Czytajcie! <3

Rozdział XIX

Minęło tak wiele czasu. Wszystko się zaczęło zmieniać, tylko ja stałem w miejscu, nie wiedząc którędy iść. Miałem wrażenie, że nikt mnie nie słucha. Krzyczę z całych sił, skamlę, jednak nikt nie jest w stanie usłyszeć rozpaczliwego wołania. Utknąłem we własnej paranoi, błądząc w rutynie, która zmieniła moje życie w wydeptane koleiny. Jak mam się z tego wydostać? Jak przebić szkło? Wciąż czuję się coraz gorzej, z dnia na dzień mam w sobie mniej siły, by opierać się tej całej obłudzie. Każdy poranek jest jak umieranie. Otwieram oczy i czuję ten chłód umierającego serca. Rozpadam się. Ale muszę wstać i iść. Muszę żyć. Tylko czy ja żyję? A może to tylko istnienie? Oddycham, ale czy jestem żywy? Cała moja nieznana droga jest wysypana potłuczonym szkłem. Z każdej strony krzaki cierniowe, a nade mną czarne chmury. Dlaczego wszystko co kocham, musi przychodzić do mnie z ceną? Nie chcę płacić za to szczęście łzami. Tak, to delikatne bicie serca jest melodią dla błądzących, kołysanką dla martwych, nadzieją dla żywych, agonią dla mnie. Wciąż pusto, wciąż mniej. Tracę siebie. Ale... kim jestem?
Siedziałem na podłodze, pochylony nad książkami, ucząc się, gdyż matura już za miesiąc. To ostatni dzwonek na naukę, a ja jestem tak bardzo wykończony. Jest już późno, a może wcześnie? Nie wiem. Jest 3 nad ranem, a ja kończę dopijać 4 napój energetyczny. Jestem pobudzony, ale tak bardzo zmęczony. Nie wolno mi usnąć. Każda godzina jest cenna, każda minuta to nowa informacja. "Nie trać czasu, Cornel, nie trać czasu!" - pomyślałem. Otworzyłem zeszyt i zacząłem zapisywać różne definicje z języka angielskiego. Muszę jeszcze wkuć trochę matmy, ogólnych wiadomości o społeczeństwie, no i wiadomo, dobrze by było przypomnieć sobie streszczenia lektur. Oh, jak bardzo chciałbym mieć to za sobą. Nagle na mój zeszyt spadła mała, drobna czarna łapka. Podniosłem wzrok, Religion domagała się odrobiny pieszczot.
- No chodź tu. - zawołałem ją, a ona podbiegła do mnie i zaczęła ocierać się grzbietem i bokami pyszczka o moje ręce, ramiona i twarz. Ma takie miękkie futerko. Zamknąłem oczy, starając się skupić na kociej przyjemności. Nagle otworzyły się drzwi od mojego pokoju.
- Połóż się spać, potrzebujesz snu... - powiedziała mama i usiadła w fotelu.
- A Ty dlaczego nie śpisz? - zapytałem.
Mama zakaszlała, po czym poprawiła swój różowy szlafrok.
- Boli mnie głowa. Migrena. - odpowiedziała, odwracając wzrok.
Skłamała. Widziałem to po jej oczach. Czuła jak uzależnienie wyniszczyło jej organizm. Brakowało jej alkoholu, cierpiała przez to. Nie mogła spać, bo za każdym razem gdy zamykała oczy, widziała to. Ten obraz wciąż bardziej pustych butelek. Czuła to. Uczucie drętwości, rozbujany umysł. Przypominała sobie, dlaczego zaczęła pić. Ból dopadał ją i zgniatał. Próbowała zapić depresję, która ją ściskała od środka. Chciała na moment zapomnieć. Wymazać wszystko.
- Rozumiem. - odparłem, kupując jej kłamstwo.
Nastała cisza.
Skrzypnięcie skórzanego fotela, ciche jęknięcie, a po chwili ciche trzaśnięcie drzwi. Znów jestem sam. Religion poszła za mamą, Brutus jeden. Próbowałem się skupić na wzorach matematycznych, gdy usłyszałem ciche wibrowanie telefonu. Drrr-Drrr. Drrr-drrr. Spojrzałem na wyświetlacz, po czym odebrałem.
- Dlaczego jeszcze nie śpisz? - wykrzyknął głos w słuchawce.
- Mogę cię spytać o to samo, kochanie. - powiedziałem sarkastycznie.
- Nie śpię, bo ty nie śpisz. - jęknął.
- Przyznaj się! Gdzie zamontowałeś tę kamerę? - zażartowałem, śmiejąc się.
- W łazience, pod prysznicem. - załapał mój żartobliwy ton i podjął grę.
- Okej, a tak na poważnie, co robisz? - zapytałem.
- W zasadzie nic, stoję pod twoim domem i marznę.
Natychmiast podbiegłem do okna. Cassian wyszczerzył się jak idiota i pomachał mi. Odmachałem, po czym pokazałem mu gest, że ma się puknąć w czoło. Byle solidnie!
Złapałem kurtkę i opuściłem pokój. Wyszedłem przed dom, odpalając papierosa.
- Tęskniłem. - powiedział i zabrał mi papierosa z ust.
- Widzę. Oddaj. - wyciągnąłem rękę by odzyskać fajkę, jednak on odwrócił się do mnie plecami. - Proszę, oddaj. Nie możesz palić! To cię...
- Zabija? - dokończył.
- Też.
- Wiesz, na coś umrzeć trzeba. - mruknął i oddał mi papierosa.
Zaciągnąłem się. Czułem, jak dym wypełnia moje płuca, by za moment wylecieć na zewnątrz i wpuścić do mnie tlen. Powietrze też jest toksyczne. Też powoli zabija. Spaliny, trujące gazy - to wszystko było w składzie tego, czym oddychamy. Tylko czy ludzie zdają sobie z tego sprawę?
- Gdzie jesteś? - zapytał Cassian.
- Hm? A... Nie wiem w zasadzie. Myślałem o tym, jak szybko umrzemy, zatruci życiodajnym powietrzem. - mruknąłem, wyrwany ze swojego świata. Nawet nie zauważyłem, że przeszliśmy już spory kawałek.
- Co masz na myśli?
- Delikatne sączenie trucizny. - wyjaśniłem.
Cass spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Rozumiał to, aż nazbyt dobrze. Tak bardzo się bał. Widziałem to.
- Wszyscy umrzemy. - zawyrokował.
Chciał przez to powiedzieć "wiem, że umrę już niedługo, ale proszę, udawaj, że jest inaczej."
Objąłem go ramieniem i przyciągnąłem do siebie.
- Kocham cię. - wyszeptałem i pocałowałem go w usta.
Tak dobrze czuć jego bliskość przy sobie. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, że kiedyś mi tego zabraknie. Nie, tylko nie to.
- Proszę, nie pozwól mi odejść... - szepnął i spojrzał mi prosto w oczy.
Jego błękitne tęczówki zaszkliły się, ale zatrzymał łzy w sobie, a ja wtedy zrozumiałem, jak jest. Tracąc siebie będąc dla innych, odnajdujemy siebie.