player

GRY

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 11

Witam.

Dzisiejszy rozdział ma już numer 11. To dla mnie wielkie osiągnięcie! W dodatku mój blog ma 500 wszystkich wyświetleń :) Mój licznik niestety liczy tylko unikalne wejścia, więc nie ma tam pełnej liczby. W każdym razie - bardzo dziękuję za to, że ze mną jesteście. Wspieracie mnie i dajecie mi siłę. Jednak niestety, teraz mam złą wiadomość: W tą środę (15 stycznia) mam pewną wizytę u lekarza, jest więc ryzyko, że pobędę jakiś czas w szpitalu - co za tym idzie, zastopowanie bloga. Nie usunę go ani nie porzucę, ale zatrzymam na moment. Tylko informuję. Ale bądźcie dobrej myśli, może jednak z Wami zostanę? Do środy postaram się dać jeszcze 2 posty minimalnie ;) Zamierzam też dodać do opowiadania nową osobę - Wy pomożecie mi wybrać kim ona będzie. Zrobię ankietę, a Wy zagłosujecie. To od Was zależy kto pojawi się w opowiadaniu :) Miłego czytania!

Rozdział XI

- Halo? - usłyszałem zaspany głos.
- Yuki? Przepraszam że cię budzę, ale... - zacząłem.
- Cornel, zdajesz sobie sprawę z tego, że jest 3 nad ranem?
Spojrzałem na zegarek.
- Wybacz, martwiłem się. Śniłaś mi się i to było straszne. Bałem się, to znaczy na początku było pięknie, ale potem ty płakałaś, a wtedy ja... - mówiłem na jednym tchu.
- CORNEL! - wrzasnęła, przerywając mi.
- Co?
- To był tylko sen, a ze mną jest wszystko dobrze. Wracaj do łóżka, nie martw się o mnie i śpij spokojnie. Później porozmawiamy.
Wyłączyła się, a ja opadłem na łóżko z nowo odzyskanym spokojem. Nie rozumiem, czemu miałem taki okropny sen? Jeśli to miał być znak, to chyba go źle odczytałem, bo przecież Yuki czuje się dobrze. A może się mylę?

YUKI:

Po jego telefonie długo nie mogłam usnąć. Kręciłam się i przewalałam z boku na bok, szukając wygodnej pozycji do spania. Jednak bez skutku. Cały czas myślałam o tych wszystkich wydarzeniach. W dodatku uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem, gdzie on teraz jest. Jego matka mi powiedziała, że wyjechał z kumplem nad wodę. Ale dlaczego zrobił z tego tajemnicę? Dlaczego mi nie powiedział? Fakt, byłam dla niego niemiła. Ale to jego wina! To on mnie olewał i nawet nie był łaskaw udawać, że słucha! To mnie zabolało. Myślałam, że jeśli mu mnie zabraknie, to się zmieni, ale chyba się myliłam. Znalazł zastępstwo. Ma teraz nowego przyjaciela, a mnie odrzucił w kąt. Co z tego że zadzwonił? Powodem jego telefonu był zły sen. Świetnie, czyli już ma ze mną koszmary. Szkoda, że nie miałam okazji żeby wyznać mu swoje uczucia. Ale on pewnie i tak nie czuje tego samego. Jestem tego w stu procentach pewna. To by było zbyt piękne, żeby czuł to samo. Nie będę się więc ośmieszać i zamilknę. Tylko to może teraz uratować naszą przyjaźń. Wstałam z łóżka i ubrałam się. Później założyłam kurtkę i trampki. Wyszłam z domu. Co z tego, że jest jeszcze ciemno i że jest 3? Mam ochotę się przejść, więc idę! Szłam opustoszałą ulicą, rzucając spojrzenia na czarne, posępne budynki wokół. Teraz ta okolica wyglądała groźnie. Szłam przed siebie, co jakiś czas nieświadomie wybierając zakręty. Po chwili zauważyłam, że idę w stronę audytorium, w którym byliśmy z Cornelem na przesłuchaniu. Szkoda, że Cornel nie poszedł na drugie przesłuchanie. Stracił wielką szansę. To smutne, bo już tej szansy nie odzyska. A przecież to było spełnienie jego marzeń...
Z czasem zrozumiałam, że zmieniłam kierunek i na horyzoncie pokazał się park. Tak, kolejne wspomnienie. Wspinaliśmy się po ogrodzeniu, żeby wejść do zamkniętego parku. Później gdy wracaliśmy, przyczepił się ten typ. Cornel mnie wtedy obronił. Był niesamowity. Dzięki niemu poczułam się taka bezpieczna i jednocześnie bezbronna. Delikatna. Krucha. Niczym Róża, w Małym Księciu. On mnie chroni - mój Mały Książę.
- Proszę, proszę, kogo ja widzę! - zaśmiał się jakiś dres, który stał przy rozwalonej kamienicy, obok pomarańczowej latarni. Tuż obok kamienicy był ślepy zaułek. To pewnie tam zwabiają frajerów i okradają lub biją.
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytałam, czując jak wnętrzności podchodzą mi do gardła.
- Nie pamiętasz mnie? Twój chłoptaś się przy mnie rozhulał. Dałem mu fory. - syknął i wyszedł z cienia, ukazując ślady po pobiciu, które Cornel mu załatwił.
- Ja nie jestem niczemu winna! - wrzasnęłam i chciałam go minąć. Jednak on zastąpił mi drogę i złapał mnie jedną ręką za policzki, ściskając.
- A teraz dasz mi buzi, kolorowo-włosa. - przysunął swoją twarz do mojej, a ja w tym momencie go kopnęłam i zaczęłam biec przed siebie. Niestety, złapałam się w pułapkę, którą wcześniej sama rozszyfrowałam. Ślepy zaułek. Stałam przyparta do muru, bojąc się wziąć oddech. Chłopak szedł w moją stronę.
- Nie ładnie tak kopać, kopią tylko konie. A ty mi nie wyglądasz na klacz, no, może pomijając twój koński zad. Ładnie nim ruszasz, gdy biegniesz. - powiedział i przyłożył mi nóż do gardła. - rusz się, a zarżnę cię jak świnię. Teraz jesteś moja.
Przełknęłam głośno ślinę i  starałam się za wszelką cenę powstrzymać łzy, które zbierały się we mnie. Oprawca złapał mnie za włosy i powalił na ziemię.
- Teraz się będziesz mnie słuchać, rozumiesz, ty pusta suko!? - wrzeszczał i zaczął mnie kopać po brzuchu. Gdy przestał, nie byłam w stanie wstać. O to mu chyba chodziło, bo zarzucił mnie sobie na ramię i zabrał mnie do kamienicy.
- Błagam, nie krzywdź mnie! - krzyczałam.
- Zamknij pysk, szmato. Moi kumple na pewno się ucieszą z nowej zabawki. - syknął.
Otworzył drzwi od mieszkania. Wniósł mnie, a po chwili rzucił na ziemię, zupełnie jak rzecz. Zepsutą rzecz.
- Błagam, wypuść mnie...
Zaczęłam się wlec po ziemi w stronę drzwi. On nagle je zatrzasnął. Wtedy rozpoczął się koszmar...

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 10 Łiiii :D

Ave c:

Dobiliśmy okrągłej 10 <3
Dziś dodaję UROCZYSTY rozdział 10, w którym nagle wiele się okaże co i jak. :3 Nie będę zdradzać szczegółów, czytajcie i jak zwykle, czekam na komentarze <3 Ten rozdział dedykuję wiernej czytelniczce, która mnie motywuje do pisania i chyba się uzależniła od tej strony c: !!
Tak, ta osoba wie że o nią chodzi :3 ^^

Rozdział X

Obudziłem się bardzo wcześnie, było jeszcze ciemno. Nie sprawdziłem godziny, ale na oko mierząc było coś koło 3-4 rano. Chciałem wstać, ale mój bark był przyblokowany. Tak, mój Aniołek spał obok mnie. Jest na codzień Aniołem, ale bywa że zmienia się w Diabełka. To takie urocze. Właśnie to mnie kręci, delikatność, a jednocześnie odwaga i zdecydowanie. Tego potrzebowałem. Oparłem się o poduszkę i przeczesywałem dłonią jego blond-błękitne włosy. Nawet jego włosy są delikatne i miękkie. Moje zawsze były szorstkie i ciężko było je uczesać. Dlatego potapirowana fryzura idealnie do mnie pasuje. Wtedy nawet nie widać, że się czesałem. Może to nawet i lepiej?
- Nie... Nie gryź mnie.... - mówił Cass przez sen.
Zachciało mi się śmiać, więc tylko cicho zachichotałem, żeby go nie budzić. Ciekawe, co mu się śniło. Czyżby to miało jakiś związek z tym, że go wczoraj ugryzłem? A może śni o kimś innym? A może śni mu się pies lub mały kotek, który się uparł że odgryzie mu rękę swoimi malutkimi mlecznymi ząbkami? To musiałoby być bardzo bolesne, ale jednocześnie zabawne. Pamiętam jak Religion była jeszcze małym kotkiem. Miałem całe dłonie podrapane i wiecznie potykałem się o jej ponadgryzane zabawki. Najgorzej, gdy zdarzyło mi się nadepnąć na plastikową kostkę. Bolało niemalże tak samo bardzo, jak nadepnięcie na klocka Lego. Kiedy tak rozmyślałem o różnych stopniach bólu, uświadomiłem sobie, że od kilku dni się nie ciąłem. To wszystko dzięki temu, że Cassian się mną zajmuje. Zapominam o tym i żyję prawie normalnie. Nie potrafię kalkulować całego smutku i bólu który we mnie siedzi, ponieważ gdy tylko smutnieję, Cass zakłada swą czerwoną pelerynę i przybiega mi na ratunek, odpędzając smutek swoimi ustami. Tak, jeden pocałunek potrafi zdziałać cuda. A co dopiero kilka pocałunków... 
- Dlaczego nie śpisz? - wyrwał mnie z rozmyśleń głos ukochanego.
- Nie mogę. Za dużo myśli. Ale nie martw się, nie jestem smutny. - odpowiedziałem i ziewnąłem.
On również ziewnął i przytulił się do mnie ponownie. 
- Miałem dziwny sen. - jęknął.
- Wiem. Kto cię gryzł? - zapytałem ze śmiechem.
- Skąd wiesz? - zdziwił się.
Spojrzałem na niego i wysłałem mu całusa, po czym zabrałem mu grzywkę z oczu, żeby móc patrzeć w jego jasne tęczówki. 
- Mówiłeś przez sen. - wyjaśniłem.
Machnął lekceważąco ręką.
- Nie takie rzeczy przez sen robiłem. 
Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami, jednocześnie pokazując mu jak to zabrzmiało. Natychmiast się roześmiał.
- Zboczeniec! 
- Wiem. - przyznałem, dumny z siebie.
Cassian wstał z łóżka i skierował się do łazienki. To co przykuło moją uwagę, to jego idealnie krągły tyłek. Tak, szedł bez ubrań. Bałem się zrzucić kołdrę. Nie pamiętałem, czy byłem ubrany, czy nie. Trudno. Tak czy owak, spało się świetnie. W ubraniach, czy bez! Zrzuciłem kołdrę i wstałem. Podszedłem do mojej torby i wyciągnąłem podstawowy element ubioru czyli bokserki i t-shirt. Ubrałem się i zszedłem na dół, do kuchni. Jeśli można to w ogóle nazwać "kuchnią". Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem colę. Wysypałem na dłoń 4 tabletki. Patrzyłem na nie. Nienawidziłem ich łykać. Cholerne antydepresanty. Jednocześnie wiem, że gdybym je odstawił, pewnie wróciłyby moje samobójcze chęci. Tzn. i tak je mam, ale bardziej skryte. Gdybym przestał brać leki, pewnie o moim nastroju wiedziałby cały świat. Wrzuciłem leki do ust i zapiłem colą.
- Nie powinieneś popijać ich colą. - stwierdził i podniósł mi koniec butelki do góry. Cola poleciała po bokach moich ust i wylała się na koszulkę. Cassian zaczął się śmiać, a ja natychmiast prysnąłem w jego stronę colą, którą miałem w ustach. Przestał się śmiać. Wtedy ja zacząłem rechotać. Po chwili śmialiśmy się obaj jak idioci, ciesząc się z tego, że kleiliśmy się od coli. Uznałem że to był najlepszy powód, żeby iść pod prysznic. Poszedłem do łazienki i zamknąwszy za sobą drzwi, zrzuciłem ubrania i wparowałem pod prysznic. Zasunąłem zasłonkę i gorąca woda plusnęła na moje plecy i poklejoną klatkę piersiową. "Cholera, nie wziąłem ręcznika!" - przypomniałem sobie i uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. Postanowiłem że jakoś sobie poradzę bez ręcznika. Usiadłem na płytkach, pozwalając by gorąca woda mnie rozgrzewała. Zamknąłem oczy i odpłynąłem. Nawet nie umiem sprecyzować, o czym myślałem. Usłyszałem uderzenie w drzwi, ale jakoś nie miałem ochoty sprawdzać co się stało. Dalej siedziałem pogrążony w marzeniach. Nagle na moim ramieniu poczułem rękę. Wiedziałem że to Cassian, więc nie otworzyłem oczu, tylko się przytuliłem do sylwetki. Wtem poczułem że coś jest nie tak. To była kobieca sylwetka. Otworzyłem oczy, a przy mnie stała Yuki! Poczułem jak szczypią mnie policzki. Pewnie wyglądałem jak burak na twarzy. Skuliłem się i zasłoniłem się zasłonką od prysznica. Co za wstyd! Yuki tylko się zaśmiała i przytuliła się do mnie. Miała taką gładką, delikatną skórę. Spojrzałem jej w oczy, a ona to wykorzystała i mnie pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek. Zacząłem całować ją po szyi, a jej się to podobało. Zachęcała mnie do dalszego działania, więc kontynuowałem. Wszystko działo się tak szybko. Pomimo wszystko, to było wspaniałe. To było coś, czego pragnąłem już od dawna. Ale jakoś nie potrafiłem powiedzieć jej, że ją kocham. Coś mnie blokowało. Nie wiem, czy blokował mnie widok jej nagiego ciała, czy fakt, że Cassian pewnie siedzi gdzieś w drewnianym domku, nie wiedząc co robię z Yuki pod prysznicem. Ale raz się żyje. Wykorzystałem sytuację. Yuki nie broniła się, więc odniosłem wrażenie, że była zadowolona z tego obrotu wydarzeń. Było mi coraz lepiej, a sapnięcia były coraz głośniejsze. Z Yuki działo się to samo. Nagle spojrzała na mnie, a z jej oczu popłynęły łzy. Ale to nie były zwykłe łzy. To była krew. Jej uśmiech wykrzywiał się w coraz większy grymas, a jej twarz stawała się szara - zupełnie jak skóra człowieka martwego. Miała czarne tęczówki. Jej paznokcie zaczęły się wbijać w moją skórę. Krew płynęła z moich barków. Ból przeszył moją lewą stronę klatki piersiowej. Nóż. Yuki powoli wyjęła nóż z mojej klatki piersiowej. Upadłem. Leżałem na płytkach, a krew lała się ze mnie strumieniami. Czułem, jak uchodzi ze mnie życie.
- Zostawiłeś mnie. - syknęła Yuki. 
Włosy zakryły całkowicie jej twarz. Wcale nie miała fioletowych włosów, były one czarne. 
- Przepraszam. - wyszeptałem. 
Dziewczyna położyła obie dłonie na mojej głowie i gwałtownie przekręciła...
Otworzyłem oczy. Zdyszany siedziałem na łóżku, a pot zlewał mi się z czoła. Cassian spał obok mnie spokojnie, nie wiedząc, jaki koszmar dział się w mojej głowie. To był znak. Natychmiast chwyciłem komórkę i wykręciłem numer Yuki. 

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 9

Witam!

Dziś dodaję nowy rozdział historii. W tym rozdziale już przeskoczyliśmy trochę czasowo, ale mam nadzieję, że się połapiecie ;) Miłego czytania i liczę, że dodacie jakieś komentarze. Byłoby to bardzo miłe. Was nic to nie kosztuje, a mnie daje wiele radości. Ja dla Was piszę , Wy dla mnie komentujecie, ok? Myślę, że to sprawiedliwy układ ;)

Rozdział IX

Właśnie siedziałem na leżaku przy brzegu jeziora. Właśnie tego potrzebowałem: świeże powietrze, piwo, wolny czas i cudownie mieniąca się woda. Teraz czułem, że odpoczywam. Zamknąłem więc oczy i upiłem łyk piwa. Zatopiłem się w marzeniach, odpływając. Nagle ogarnął mnie okropny chłód. Cassian wskoczył do wody, pryskając na mnie lodowatą wodą. Otworzyłem oczy i rzuciłem mu mordercze spojrzenie.
- No co? Jak chcesz mnie zabić, to najpierw musisz mnie złapać! - krzyknął Cass prowokując mnie do akcji.
- Zaraz pożałujesz! - wrzasnąłem i wskoczyłem do wody.
Płynąłem ku niemu, a on tylko co jakiś czas chował głowę pod wodę. Wreszcie staliśmy w wodzie twarzą w twarz.
- I co teraz? - zapytał.
- Muszę cię ukarać. - powiedziałem i pocałowałem go namiętnie.
Odsunąłem głowę i spojrzałem mu prosto w oczy. Jego oczy się śmiały, usta cieszyły, a policzki poczerwieniały. Wyglądał wspaniale. Miał w sobie tyle energii, którą zarażał mnie. Przy nim nie umiem być smutny. Nagle panuje we mnie spokój, radość i czuję się wolny. W dodatku czuję, że się zakochałem. Nie potrafię myśleć o nikim innym. Nagle zupełnie inaczej patrzę na Yuki. Jest tylko moją przyjaciółką. A gdy widzę Cassiana, moje serce zaczyna skakać, żołądek skręca się, a w głowie mam mnóstwo dziwnych myśli. Wciąż mam ochotę go pieścić, całować i gdybym mógł, wykrzyczałbym całemu światu jak mi na nim zależy.
- Dlaczego dałeś mi nagrodę? Miałeś mnie ukarać. - szepnął i przytulił się do mnie.
- Czy to nie dziwne? Znamy się kilka dni, a zachowujemy się, jakbyśmy się znali całe życie. - zmieniłem temat.
- Mówiłem ci już, nie trzeba kogoś długo znać, żeby coś do niego czuć. - wyjaśnił.
Uśmiechnąłem się szerzej i zanurzyłem się pod wodę. Złapałem go w pasie i podniosłem. Cass leżał na moim ramieniu, szarpiąc się i rzucając na boki.
- Postaw...mnie...w...tej...CHWILI!!!!!. - darł się w niebo głosy.
- Chciałeś żebym cię ukarał, więc teraz nie marudź. - przerzuciłem go sobie na ręce. Wyglądał tak słodko. Mokre, blond włosy opadały mu na czoło, a jego szczupłe łapki obejmowały moją szyję. Był teraz całkowicie na mojej łasce. Nie wiedział, co chcę zrobić. Wyszedłem z nim z wody i położyłem go na leżaku. Sam ukucnąłem przy jego ramieniu i patrzyłem mu w oczy.
- Co chcesz zrobić? - zapytał zaniepokojony.
- Zaznaczę cię. Cicho bądź teraz. - sarknąłem i wbiłem zęby w jego obojczyk.
Zacisnął pięści i z cichym sykiem wpiął się w leżak. Wiem, że bolało, ale musiał dostać karę. Po za tym, teraz będzie zaznaczony że jest mój. Wreszcie puściłem jego obojczyk. Na skórze pojawiło się kilka kropel krwi.
- Bolało? - zapytałem.
- Tak! Jak cholera! - krzyknął, wycierając krew.
- Przeżyjesz. No i teraz masz problem.
- Jaki? - zapytał.
- Zaznaczyłem cię. Jesteś mój. - uśmiechnąłem się i wyszeptałem ostatnią cześć zdania.
Cassian wstał z leżaka i skierował się do drewnianego domku. Zaczynało się ściemniać. Było już dość późno. Idąc w jego ślady, również poszedłem do domku. Wytarłem się ręcznikiem, po czym rzuciłem się na kanapę. Zamknąłem oczy, ale czuwałem, czekając kiedy Cass zejdzie na dół (domek był piętrowy).
Wreszcie usłyszałem kroki. Otworzyłem oczy i usiadłem. Chłopak szedł w moją stronę z dwoma kieliszkami w rękach. Wziąłem jeden kieliszek i upiłem łyk wina.
- Jakaś specjalna okazja? - zapytałem.
- Tak. - odpowiedział i uniósł kieliszek. - Za naszą ucieczkę! - przybiliśmy kieliszki.
Już miałem upić kolejny łyk, gdy Cass podsunął mi pod nos swoje naczynie. Napiłem się jego wina, a on napił się mojego. Wypiłem całą lampkę i odstawiłem kieliszek na stół. Cassian również odstawił swoje niedokończone wino. Usiadł mi na kolanach, twarzą do mnie. Odchyliłem się, opierając się plecami o oparcie sofy. Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku. Potem Cass pocałował mnie w szyję. Odchyliłem głowę z cichym westchnieniem. Całował delikatnie i ostrożnie. Uznałem, że już czas na następny krok i moje ręce znalazły się pod jego koszulką. Po jakimś czasie siedzieliśmy bez koszulek. Całowaliśmy się, ciesząc się że to się wydarzyło. Złapałem go za biodra i podniosłem. Objął mnie nogami w pasie, a jego ręce oplotły moją szyję. Zaniosłem go na górę, do sypialni. Gdy położyłem go ostrożnie na łóżku, przysunął mnie do siebie. Trwałem pochylony nad nim, patrząc mu w oczy. Bał się. Bał się, ale chciał spróbować. Był przekonany, że tego chce. Nagle zaczął płakać.
- Cass, co jest? Ej, skarbie, nie płacz. - uspokajałem go i przytuliłem się do niego. Wtulił twarz w moje ramię i płakał.
- Boję się. Nie chcę cię zranić. Nie chcę, żebyś robił coś, czego możesz nie chcieć... - tłumaczył zapłakany.
- Nie robię niczego wbrew sobie, uwierz mi... - szepnąłem mu do ucha.
Znów położyłem go na łóżku i zacząłem całować jego klatkę piersiową. Jego ręce przeczesywały moje włosy. Cass cicho jęknął, a dla mnie to był znak. Spojrzałem na niego, a on spojrzał na mnie.
- Kocham cię. - powiedział i rozpiął guzik swoich spodni.
- Ja ciebie też. - położyłem się obok niego, a nasze klatki piersiowe dotykały się. Czułem, jak szybko bije mu serce, za to moje było spokojne. A powinno być na odwrót. Cass wreszcie się ruszył i role się zmieniły. Jego kroki były małe i miały mnóstwo delikatnych pieszczot. Wreszcie, po jakimś czasie położył się obok mnie zmęczony. Przykryłem nas kocem. Chłopak opierał głowę na mojej klatce, a ja obejmowałem go ramieniem. Zamknąłem oczy i próbowałem usnąć.
- Kocham cię. Dobrze, że jesteś... - wysapał i ziewnął.
Przytuliłem go mocniej, obiecując sobie w myślach, że nigdy nie pozwolę mu odejść...

środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 8 + kilka fot i obrazków ^^

Ave!

Uznałam, że dobrze wpłynie na bloga pewne urozmaicenie, a dokładniej to chcę dodać kilka fajnych (moim zdaniem) zdjęć osób, obrazki które nadesłali mi czytelnicy i jakieś fajne grafiki które sama znalazłam. Oczywiście wszystko nawiązuje do tekstu. Trzeba tylko uważnie patrzeć i czytać ;)
No i jak zwykle, dodaję rozdział. Jest to rozdział VIII, w którym Cornel waha się nad decyzją, która może zmienić jego życie, przez wydarzenia, które być może się zdarzą. Czy będzie to tylko puste gdybanie, czy będzie to objaw przyszłości? ^^

Rozdział VIII

Siedziałem w domu na łóżku, patrząc na otwartą walizkę na kółkach. Była to waliza, która pomieści pół mojego pokoju. Pech, że nigdy nie umiałem się pakować, a zawsze to co najpotrzebniejsze, umykało mi z głowy. Pakowałem rzeczy które w ogóle mi się nie przydały, a zapominałem o podstawowych rzeczach, takich jak np. szczoteczka do zębów albo ręcznik. Ale w zamian pakowałem latarkę lub książkę z adresami. Nie wiem nawet, jaki był tego cel. W czasie pakowania miało to sens, lecz gdy otwierałem walizkę już na miejscu po podróży, to zastanawiałem się na jaką cholerę mi książka z adresami? Tym razem postanowiłem zrobić listę potrzebnych rzeczy. Usiadłem więc i zacząłem pisać. Gdy zapisałem już 36 rzeczy, uznałem że to wystarczy. Zacząłem kręcić się po pokoju i pakować potrzebne drobiazgi.
- Gdzie ta cholerna koszulka...- mówiłem sam do siebie.
Gdy spakowałem już całą walizkę, schowałem ją za drzwiami, żeby Yuki jej nie zauważyła, gdy wróci ze szkoły. Nie wiem, czy to dobra decyzja. Boję się, że popełniam błąd. A jeśli Cassian wymyślił jakiś swój zły plan i chce mnie w coś wrobić? Nie znam go do końca. Lubię go, ale nie mam pełnego zaufania. Fakt, zachowuje się naprawdę w porządku, ale jeśli to tylko maska? A z drugiej strony, jeśli nie pojadę, to może mnie ominąć super wydarzenie. Może jeśli pojadę, to odkryję coś wspaniałego? Może zdobędę przyjaciela? To takie trudne, wybrać którą drogą chce się iść. Boję się tego, że znów źle postąpię i nie będę mógł cofnąć czasu. Nie chcę żałować swoich decyzji, ale z drugiej strony, raz się żyje! Po za tym, jestem już spakowany. Jak coś nie wypali, to po prostu wrócę do domu.
- Synuś, rozmawiasz przez telefon?- zapytała mama, wchodząc do pokoju. Chciała do końca otworzyć drzwi, ale moja torba je zablokowała. Spojrzała za drzwi i wszystko się wydało.
- Mamo, wyjeżdżam na kilka dni.- ogłosiłem.
- Ale mam nadzieję, że nadrobisz stracony czas w szkole.- powiedziała.
Przewróciłem oczami w zdenerwowaniu i przesunąłem torbę, żeby drzwi się otworzyły.
- To tylko 2 albo 3 dni. To nic wielkiego. Jadę z kolegą nad jezioro, bo chcemy odpocząć i trochę odreagować, wiesz przecież, jak to jest...- wyjaśniłem.
Mama usiadła na łóżku obok mnie i złapała mnie za rękę.
- Wierzę, że dasz sobie radę z problemami. Jesteś silny. Silniejszy niż ja. Wiem też, że przez długi czas byłam kłopotem dla ciebie. Musiałeś się mną zajmować, dbać o mnie jak o dziecko. Ale teraz już sama sobie radzę. Ledwo, ale uczę się wychodzić z nałogu, dzięki tobie. Kocham cię, synek.- pocałowała mnie w czoło, a mnie napłynęły łzy do oczu. Powiedziała to. Powiedziała, że mnie kocha. Ostatni raz słyszałem to kilka lat temu. To było... wspaniałe. Był to dla mnie znak, że dam sobie radę. To mnie przygotowało do wyjazdu. Będzie dobrze, czuję to!
Mama opuściła mój pokój, a ja z trudem powstrzymałem łzy, które się we mnie zbierały. Jednak byłem dumny, że ani jedna łza nie wypłynęła z mych oczu. Muszę się nauczyć kontrolować siebie. To mój cel.
Z moich rozmyśleń wyciągnął mnie telefon. Nieznany numer. Odebrałem i wahając się zapytałem:
- Tak?
- Cornel?- zapytał głos po drugiej stronie. To chyba była dziewczyna.
- Tak, kto mówi?- zdziwiłem się.
- Słuchaj, bądź u mnie trochę wcześniej, musimy coś uzgodnić.- powiedział głos.
- Moment, co? Kto mówi do cholery?!- krzyknąłem.
- Ech... Ty głupku, Cassian z tej strony.- jęknął.
- Myślałem że to jakaś dziewczyna.- przyznałem.
- Tak? Serio, dzięki, stary.- syknął sarkastycznie.
Wyłączył się.
- Nie, czekaj!- krzyknąłem. - Halo? Jesteś?
Rzuciłem telefon na łóżko. Nie powiedział o której mam u niego być. No wcześniej, ale to znaczy że ile czasu wcześniej? "Głupi, głupi ja. No musiałem wypalić z tą dziewczyną!"- pomyślałem.
Spojrzałem na zegarek. Była 16, czyli Yuki za moment wróci do domu. Muszę się zbierać. Nie może zauważyć, ja wychodzę z domu. Wziąłem więc kartkę i nabazgrałem na niej wiadomość do Yuki. Zostawiłem kartkę na łóżku. Zabrałem walizkę i poszedłem w stronę drzwi.
- Mamo, wychodzę! Będę za kilka dni, w razie czego, dzwoń!- krzyknąłem i zacząłem się ubierać.
Mama nic nie odpowiedziała. Uznając milczenie, za przytaknięcie, wyszedłem z domu. "Teraz tylko jak ja zapakuję walizkę na motor?"- myślałem. Przypomniałem sobie, że w garażu jest linka. Obwiązałem linką walizkę i przyczepiłem do boku motoru. Powinno się trzymać. Wsiadłem na pojazd i ruszyłem w stronę adresu, który miałem na kartce. Gdy podjechałem pod dom Cassiana, on już stał w oknie i czekał. Wybiegł z domu i rzucił mi się na szyję.
- Wiedziałem, że przyjedziesz i mnie nie zostawisz!- pisnął uradowany.
- Przecież mówiłem, że przyjadę.- odpowiedziałem.
- No tak, ale chyba nie powiesz mi, że się nie wahałeś!
- Dobra, dobra. Jedziemy? Przed nami długa droga. Chcę dojechać zanim zrobi się chłodniej.
Cassian zdjął mi z głowy kask i zawiesił na rączce motoru.
- Najpierw musimy zrobić jakieś zakupy, prawda? Musimy coś jeść i pić. A tam nie ma sklepu w okolicy.- zauważył.
- A nie możemy pojechać?- zapytałem.
- Sklep jest kilka domów stąd, możemy się przejść. Oszczędzaj paliwo.
Zsiadłem więc z motoru i ruszyłem za Cassianem. Co jakiś czas patrzył na mnie tak, jakby chciał powiedzieć coś ważnego, ale jednak się wycofywał.
- No co?- zapytałem wreszcie.
Cass schylił głowę, ale ja i tak zauważyłem, że się rumieni.
- Bo tak sobie pomyślałem, ale nie... to głupie, wyśmiejesz mnie...- wycofał się, tak jak przypuszczałem.
- No mów.
- Mogę cię złapać za rękę?- zapytał i się nerwowo zaśmiał.
Zastanowiłem się chwilę. W zasadzie to przecież nic złego, to jeszcze nic o mnie nie znaczy. Chyba.
Uśmiechnąłem się i złapałem go za rękę. Jego malutka, drobna dłoń idealnie zmieściła się w mojej dużej dłoni. Nasze palce się przeplotły i nagle poczułem takie miłe ciepło.
- Nasze ręce idealnie do siebie pasują. Przypadek?- zauważył.
- Nie sądzę.- powiedzieliśmy równocześnie i zaczęliśmy się śmiać.
Gdy weszliśmy do sklepu, Cass rzucił się na półki z jedzeniem, a ja wziąłem wózek. Pieniądze nie miały teraz znaczenia. W końcu ani mnie, ani jemu nie brakowało kasy. Chłopak kręcił się po sklepie, wrzucając do koszyka coraz więcej jedzenia i picia. Ja spokojnie spacerowałem pomiędzy regałami. Gdy skierowałem się już do kasy z pełnym wózkiem, Cass powiedział, że skoczy jeszcze po jedną rzecz. Gdy zniknął, ja wrzuciłem do koszyka czteropak piwa. To przecież nic złego. Zacząłem wykładać rzeczy na kasę.
- To wszystko?- zapytała kasjerka.
- Nie!- krzyknął Cass i podał kasjerce do ręki czerwone wino.
Spojrzałem na niego pytająco. On tylko uśmiechnął się w odpowiedzi i podał swoją kartę kasjerce.
- Cass, nie, ja zapłacę.- uparłem się i podałem swoja kartę.
- No przestań, nie bądź głupi. Mój pomysł, to ja płacę.- zaoponował.
Zaczęliśmy się kłócić, a kasjerka zaczęła się śmiać.
- No dobrze, pogodzę was drogą losowania. Dajcie karty.- poprosiła.
Wzięła nasze karty i zamknęła oczy. Przemieszała je kilka razy i wybrała jedną. Akurat trafiła na kartę Cassiana.
- Ha!- zaśmiał się i oddał mi moją kartę.
- Będzie rewanż, zobaczysz.- zapakowałem rzeczy do wózka. Gdy chłopak stał przy kasie i wpisywał pin karty, cmoknąłem go w policzek i szybkim krokiem (prawie biegiem) wyszedłem ze sklepu. Pod sklepem przepakowałem zakupy do torebek i czekałem na niego. Wreszcie wyszedł ze sklepu i z uśmiechem mnie przytulił.
- Zobaczysz, że będziemy się świetnie bawić.- szepnął mi do ucha, a ja nie wiedziałem o co mu może chodzić. Chyba nawet nie byłem pewien, czy chcę wiedzieć. Gdy szliśmy, Cass wyrwał mi jedną siatkę z ręki.
- Nie, daj. Ja będę nieść. Ty płaciłeś, ja niosę.- zabrałem mu siatkę.
- Jak sobie chcesz.- powiedział od niechcenia i puścił muzykę z telefonu.
- Blood On The Dance Floor?- zapytałem zdziwiony.
- Też słuchasz tego zespołu?- też się zdziwił.
- Oni są niesamowici!
- Wiem!- pisnął szczęśliwy i pogłośnił piosenkę Innocent High.
Szliśmy śpiewając. Tylko że on nie umiał zaśpiewać części screamo, a ja tak. Zgraliśmy się. Przy okazji zauważyłem, że Cass świetnie śpiewa. Może powinienem założyć zespół z nim i Yuki?


A teraz obrazki i zdjęcia ^^

 czy kogoś Wam przypominają?

 słodki, podobny zarys fryzury Cornela.

 czy to nie urocze? :3

 idealne odwzorowanie fryzury Cass'a ^^


                              przeuroczy gif - odzwierciedlenie Cornela <3

No to chyba tyle :) Obrazki są wybrane nieprzypadkowo, lecz specjalnie i było to przemyślane. Dlaczego te obrazki a nie inne? Czytajcie opisy ;)