player

GRY

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 14

Ave ;-;

Przyszła kolej na rozdział 14. Nie będzie to taki wesoły rozdział, ze względu na wcześniejsze wydarzenia. Jeśli ktoś słabo pamięta, to proszę się cofnąć, ponieważ teraz już jest tak rozwinięta akcja, że można łatwo się pogubić. Teraz tekst i wartka akcja opowiadania będzie się przekształcać. Nadchodzą zmiany. Więc jeśli ktoś nie jest na bieżąco z wiadomościami - na pewno nie zrozumie. Więc to chyba tyle. Wow, uniknęłam dziś gadaniny o swoim żałosnym życiu ^^ Cieszcie się xD No i oczywiście komentujcie, jak Wam się rozdział spodobał i co mogłabym dodać :) Jestem otwarta na Wasze sugestie. Miłego czytania!

Rozdział XIV

Właśnie podjechałem pod dom Cassiana. Zsiadł z motoru, wziął torbę i zarzucił ją na ramię. Stał przy drzwiach, patrząc się na swoje trampki.
- Dzięki za fajnie spędzony czas. - wyszeptał, tak jakby się wstydził. Nagle uniósł głowę. Jego oczy były zaszklone, kręciły się w nich łzy. Podszedłem do niego i przytuliłem go.
- Co się dzieje? - zapytałem.
- Boję się. Nie wiem, co będzie dalej z nami. - wytłumaczył.
Zdziwiłem się.
- A co ma być? Będziemy się przecież spotykać. Nie odpuszczę teraz. - powiedziałem i uniosłem jego podbródek. Spojrzał mi w oczy. Natychmiast jego wzrok znów spadł w dół. Nie myśląc wiele, zatopiłem się w jego ustach. Moje dłonie obejmowały jego policzki. Miał taką delikatną skórę - jak dziecko. Nagle poczułem, jak gorące krople przelatują mi po dłoniach. Łzy gorączkowo wypływały z jego oczu, jedna goniła drugą. Jednak ja nie przestawałem go całować. W pewnej chwili moje usta się bardziej rozchyliły i rozpoczęła się zabawa. Jego język wkradł się i zaczął delikatnie prowokować. To było jak gonitwa, jak taniec. Po chwili nasze usta się rozłączyły. Cass przytulił się do mnie, ułożył głowę na moim ramieniu.
- Obiecaj, że mnie nie zostawisz. - poprosił.
- Przysięgam. - szepnąłem i położyłem swoją dłoń na jego sercu. Biło szybko. Nieregularnie. Zmartwiło mnie to, ale wolałem nie pytać.
- Poczułeś to? - zapytał.
- Tak. Arytmia. - odpowiedziałem.
- Za 4 dni jadę na badania. Pojedziesz ze mną? Bardzo się boję.
- Oczywiście. Pojedziemy od razu po szkole. - powiedziałem i pocałowałem go w czoło.
Odwróciłem się i poszedłem do motoru. Wsiadłem, założyłem kask i ostatni raz na niego spojrzałem. Stał przy tych drzwiach, trzymając się za serce. Był blady i zapłakany. Białe włosy opadały mu na czoło i oczy. Koniec jego nosa był czerwony. Cała jego postura... och, był tak cholernie delikatny i kruchy. Chudziutki, z chudymi, małymi dłońmi i wystającymi obojczykami. Szeroka, szara koszulka opadała luźno, wręcz się w niej topił. Do tego był ubrany w białe, podarte jeansy z paskiem w szachownicę biegnącym na krzyż przez jego biodra. Na nogach miał różowo-niebieskie trampki. Jeden but taki, drugi taki. Wyglądał uroczo. Zwłaszcza uroku dodawał mu full cap z napisem "Rawr I'm scary". Nagle poczułem taką pustkę, gdy uświadomiłem sobie, że nie ma go już obok mnie. Zacząłem tęsknić, pomimo iż jeszcze na niego patrzyłem. Odwróciłem więc wzrok i ruszyłem. Wreszcie dojechałem do domu, zaparkowałem i wszedłem do środka, w ręce trzymając walizkę. Zostawiłem rzeczy w swoim pokoju i poszedłem do salonu. Moja mama stała przy oknie, wgapiona w niewidzialny punkt za szybą.
- Wróciłem. - zakomunikowałem.
- Musimy o czymś porozmawiać... - powiedziała smutno i odwróciła się. Płakała.
- Dobrze, za moment. Gdzie jest Yuki? Mam coś dla niej. - zacząłem szukać po kieszeniach pakunku. - Gdy wracaliśmy z Cassianem znad jeziora, podjechaliśmy do sklepu i Cass pomógł mi wybrać prezent dla Yuki. O, tu go mam. Ładny? - zapytałem, pokazując jej naszyjnik. Był to naszyjnik z białego złota z ametystem i delikatną, srebrną kolią. Był bardzo drogi, ale bardzo piękny. Piękny tak samo, jak osoba, która go dostanie.
- Cornel... Yuki nie żyje... - wyszeptała, a ja zacząłem się śmiać.
- Bardzo dobry żart, mamo. A teraz powiedz mi, gdzie ona jest?
- Za 2 dni jest pogrzeb.
Nagle dotarło do mnie, że to nie żart. Mój śmiech ustał, a z oczu wypłynęły gorące łzy. "Yuki nie żyje... To niemożliwe..." - pomyślałem. Upadłem na kolana, ściskając w dłoniach naszyjnik. Łzy kapały na niego, sprawiając że lśnił jeszcze bardziej.
- Przykro mi, synku... - powiedziała i wyszła z pokoju.
Nie rozumiałem jak to się mogło stać. Nic tak naprawdę nie wiedziałem. Wszystko się nagle pokomplikowało w mojej głowie. Czułem, jakbym stracił część siebie. Kochałem ją. Cholernie kochałem. A ona... odeszła. Nie było mnie przy niej, kiedy mnie potrzebowała. Umierała wiedząc, że jestem gdzieś daleko. Zostawiłem ją samą. Gdybym nie wyjechał, Yuki by żyła. Kurwa... Yuki odeszła...
Położyłem się na ziemi, kładąc obok swojej głowy naszyjnik. Nie zdążyłem jej go dać. Czułem się tak cholernie winny. Włączyłem w telefonie galerię. Patrzyłem na nasze zdjęcia. Byliśmy tacy szczęśliwi. Byliśmy obok siebie. A teraz? Już nigdy jej nie przytulę. Nigdy z nią nie porozmawiam. Nigdy jej nie zobaczę. Jej już nie ma... Odeszła, po prostu odeszła, zostawiając mnie. Myśli krążyły w mojej głowie, wiercąc w niej dziurę. Nie mogłem tego do końca zrozumieć. To było dla mnie za dużo. Za ciężkie... Wreszcie, po kilku godzinach leżenia na ziemi i płakania, moje oczy się zamknęły, a ja usnąłem ze zmęczenia, znikając na chwilę.

2 DNI PÓŹNIEJ

Stałem ze łzami w oczach, patrząc na jej bladą twarz. Miałem wrażenie, że się lekko uśmiechała. Jakby wiedziała, że jestem przy niej. Położyłem czarną i białą różę obok niej. Nachyliłem się i zapiąłem na jej szyi naszyjnik, który kupiłem. Wyglądała w nim pięknie. Wciąż była piękna. Jej kolorowe włosy były delikatnie zakręcone i opadały niesfornie na ramiona. Była ubrana w czarną, koronkową suknię z gorsetem. Na nogach miała czarne baleriny w koronkę ze wstążką. Wciąż była tak cholernie piękna... Ponieważ coraz trudniej mi było utrzymać łzy, poszedłem do ławki i usiadłem obok swojej mamy. Przemilczałem całą mszę świętą, ponieważ nie jest katolikiem. Przyszedłem tylko dlatego, że tak wypada. Najchętniej ominąłbym mszę. Nim się obejrzałem, już zasypywano trumnę. Wcześniej, zanim zaczęli zakopywać, wrzuciłem na trumnę ostatnią, czerwoną różę. Na znak, że ją kocham. Biała róża za niewinność, czarna za śmierć, czerwona za miłość. Wreszcie łzy potoczyły się w dół moich policzków. Najbardziej jednak cierpieli rodzice Yuki. Złożyłem im kondolencje. Stali, załamani, patrząc jak grabarz zakopuje zimnym piachem ich dziecko. To było ich dziecko... Była taka młoda... Taka piękna... Jej matka płakała, a ojciec stał bez słowa, ściskając w ręce materiałową chusteczkę. Cierpieli. Cierpieli bardziej, niż ktokolwiek teraz. Nikt nie był w stanie zrozumieć ich bólu. Nawet ja. Chociaż nie powiem, że było mi lekko. Miałem myśli samobójcze. Gdy zaczęli ją zakopywać, miałem ochotę rzucić się na jej trumnę i poprosić, by mnie też zakopali. Ale wiedziałem, że muszę żyć. Jest jeszcze Cassian, on mnie potrzebuje. Jeszcze muszę żyć...

5 komentarzy:

  1. Jak mogłaś ją zabić? ;______; morderco ty... Poryczałem się :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Ledwo powstrzymałam łzy.;-; Boskie ...Najbardziej spodobał mi się fragment: " Biała róża za niewinność, czarna za śmierć, czerwona za miłość. "

    OdpowiedzUsuń
  3. wzruszyłaś mnie ;( masz dar do pisania

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli dodajesz obiektywny i przemyślany komentarz, to dziękuję. Na pewno się odwzajemnię, lecz jeśli dodajesz puste słowa, hejty, bluźnierstwa lub chcesz mnie zdołować, to nie dodawaj komentarza. Szkoda Twojego czasu, gdyż i tak go usunę. Nie toleruję bezpodstawnych hejtów. Dziękuję i pozdrawiam :) -Neko-