player

GRY

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 3

Ave!

Dziś dodaję kolejny krótki rozdzialik, tak naprawdę o całym bólu, który siedział w Cornelu. Miłego czytania! :)

Rozdział III

Patrzyłem na piękny widok z samego dachu wieżowca. Widać było całe miasto, otulone spokojem. Było ciemno. Iskrzyły się tylko latarnie i pojedyncze okna. Podszedłem do krawędzi budynku. Pode mną nie było nic, tylko ulica. Asfalt wydawał się taki miękki. Spojrzałem za siebie, nie było nikogo. Czubki moich trampek wystawały zza krawędzi. Skoczyłem. Leciałem coraz szybciej. Asfalt był coraz bliżej, a ja byłem spokojny. Nagle zasłoniłem oczy ręką i...
Obudziłem się roztrzęsiony, kompletnie nie wiedząc gdzie jestem. Byłem przykryty różowym kocykiem, a obok mnie był drugi, mocno porozwalany koc. Wtedy sobie przypomniałem, że jestem u Yuki. Zrzuciłem z siebie koc i usiadłem, przecierając twarz. Jeszcze żyłem, wcale nie roztrzaskałem się na asfalcie. Spojrzałem na pokój, szukając przyjaciółki. Byłem sam.
- Yuki? - zawołałem.
Drzwi od pokoju się otworzyły.
- O, już wstałeś? - uśmiechnęła się, dając mi do ręki szklankę. 
Upiłem łyk i wzdrygnąłem się.
- Boże, co to jest?! - wydusiłem z siebie, zakrywając usta ręką. 
- Sok cytrynowy. - odpowiedziała spokojnie.
- Chcesz mnie otruć czy co? To jest cholernie kwaśne! - odstawiłem szklankę na stolik.
- Chciałam, żebyś się w stu procentach obudził. A to pobudza. Była druga opcja, oblania cię wodą, ale nie chciałam żebyś był mokry. - zaśmiała się, a ja miałem ochotę ją udusić.
Wstałem i zorientowałem się, że nie mam na sobie koszulki. Spojrzałem znacząco na Yuki.
- Bardzo się pociłeś, przez to, że się rzucałeś. Zły sen chyba. Pamiętasz coś? - wyjaśniła.
Wziąłem koszulkę z krzesła i ubrałem się.
- Tak, pamiętam. Nie cały sen, ale coś pamiętam. Wiem, że skoczyłem z dachu. Spadałem. Obudziłem się tuż przed uderzeniem. Czyli przed chwilą.
- Wiesz dlaczego budzimy się tuż przed uderzeniem, gdy spadamy we śnie? Bo mózg nas chroni przed śmiercią. Broni się poprzez wybudzenie nas ze snu. 
- Nie wiedziałem. Czyli nigdy nie uderzymy w ziemię? - zapytałem.
- Nie wiem. Może ci co umierają we śnie... może oni też spadają, tylko nie budzą się na czas?
Yuki odstawiła swoją szklankę i poprawiła ręką swoje fioletowe włosy. Patrzyłem na nią, widząc w niej kogoś więcej niż przyjaciela, teraz już to wiedziałem. Była piękna. Najpiękniejsza dziewczyna, jaką znałem. Była niska i bardzo szczupła. Miała długie fioletowe włosy z różową grzywką. Była ubrana w długi, rozciągnięty czarny t-shirt i zapewne spodenki, których nie było widać spod bluzki. Uśmiechała się do mnie, a jej niebieskie oczy się cieszyły. Różowe septum idealnie pasowało do jej grzywki. A dwa kolczyki nad górną wargą sprawiały, że jej uśmiech był bardziej wyraźny. Yuki chyba zauważyła, że się gapię.
- Błagam, powiedz że nie patrzysz się na napis na koszulce. - powiedziała zasłaniając ręką napis "fuck me".
- Co? Nie. A co tam jest napisane? - zapytałem z ciekawości.
- Zobacz. - odsłoniła napis.
- Mam ci się patrzeć na piersi? Czy to nie będzie złe? - zażartowałem i rzuciłem na nią okiem. Tak, napis był rzeczywiście bardzo dziwny, patrząc na obecną sytuację.
- Tylko to było przypadkowe... to niespecjalnie taki napis. - zaśmiała się wysokim głosikiem. To takie urocze.
Skierowałem się do drzwi frontowych. Musiałem jeszcze pojechać do sklepu. W końcu lodówka dalej stała pusta.
- Już wychodzisz? - zapytała smutna Yuki.
- Muszę. Matka siedzi sama w domu, muszę zobaczyć co z nią. - odpowiedziałem i założyłem trampki.
- A co? Ona sama sobie nie poradzi? To dorosła, zdrowa kobieta. Jesteś nadopiekuńczy. - skarciła mnie Yuki, nie mając pojęcia, co się dzieje u mnie w domu.
- Yuki... Ty nie...- zacząłem, a do moich oczu napłynęły łzy. Szybko wyszedłem, trzaskając drzwiami.
Dziewczyna pobiegła za mną.
- Co się stało? - krzyknęła, rzucając się na przód motoru, żebym nie odjeżdżał.
- Kiedyś ci wyjaśnię, ale jeszcze nie dziś... Przepraszam, Yuki.
Yuki się odsunęła, a ja odjechałem. Gdy odjeżdżałem, widziałem w lusterku, że ona dalej stała na chodniku, smutna i zdziwiona. Stała boso, patrząc jak odjeżdżam bez prawdziwego wyjaśnienia. Nawet nie wiem, czy umiałbym jej to powiedzieć. Nikt o tym nie wie. Nagle poczułem że z oczu popłynęły mi łzy, które przez chwilę udało mi się wstrzymać. To dobrze, że Yuki nie zauważyła, że jestem bliski płaczu. A może zauważyła, ale nie chciała pytać? Milczała? Jechałem przed siebie, wciąż przyśpieszając. Było mi źle. Nie chciałem takiego życia. Życia w ukryciu nawet przed swoją przyjaciółką. Było mi wstyd, że mam taką sytuację. Czułem się winny. Cholernie winny. Codziennie modliłem się, żeby wszystko się ułożyło, ale Bóg mnie olewał. Wciąż miał mnie głęboko w poważaniu i rzucał mi pod nogi coraz większe kłody. Potykałem się, ocierając sobie boleśnie ręce. Ale nikt nie mógł pomóc. Przecież to był sekret... 
Zdecydowałem, że zamiast pojechać do sklepu, pojadę na cmentarz. Podjechałem pod bramę cmentarną i zaparkowałem, zawieszając kask na rączce. Szedłem główną uliczką, szukając nazwiska "Watson". Wreszcie znalazłem. Stanąłem przy pięknie ozdobionym grobie i zapaliłem znicz. Potem następny i jeszcze jeden. Kwiaty już dawno uschły, ale nie miałem siły by teraz to posprzątać.
- Cześć, tato... - wyszeptałem i usiadłem na ławce.
Siedziałem, mówiąc sam do siebie w wierze, że niby jakoś ojciec tego słucha. Głupia taka wiara i doskonale wiedziałem, że nikt mnie nie słucha, a przechodzący obok mnie ludzie mają mnie za wariata. Ale mi to pomagało. Mogłem zrzucić ten cały ból z siebie. Ktoś słuchał. Tylko kto? Ojciec? Bóg? Gówno prawda. Gadałem, rzucając słowa w przestrzeń, gdzie ginęły, zamazując ślad po moim smutku.
- A więc tak wyszło... Dziś znów mama się upiła, wiesz, że mam już tego dość. Staram się, ale to mnie przerasta. W dodatku od jakiegoś czasu mam ochotę odebrać sobie życie. Jest mi źle i czuję się zagubiony w tym całym chaosie. I jeszcze w dodatku siedzę tu jak idiota... - mówiłem coraz głośniej, przechodząc powoli w krzyk - i gadam do ciebie, wierząc że słuchasz, a to przecież bzdura. Bo ty umarłeś! Zabiłeś się! Dałeś sobie kulkę w łeb i zostawiłeś małego mnie i matkę samych! -wrzeszczałem na grób, a ludzie stali wyprostowani i patrzyli się na mnie. Miałem to gdzieś. Rzuciłem na grób uschniętą różę, którą chciałem wyrzucić do kosza, ale zrezygnowałem. 
- Chrzań się, stary. - powiedziałem już spokojniej i poszedłem w stronę wyjścia.
- Kurwa!- wrzasnąłem, wsiadając na motor. Czułem na sobie spojrzenia. - Czego się kurwa gapicie?! Zajmijcie się sobą! - wrzeszczałem na przechodzących ludzi.
Poniosło mnie i dobrze to wiedziałem. Ale nie miałem ochoty się uspokoić. Wyjechałem na drogę główną. Było pusto. Rozpędziłem się. Jechałem pełną prędkością, bez ani odrobiny strachu. Tylko emocje buzowały we mnie, wypełniając pustkę, która mnie rozdzierała. Łzy spływały mi po policzkach, kapiąc i uciekając za mnie, razem z wiatrem. Byłem sam. Całkowicie sam z tym całym bałaganem. Nagle przede mnie wyskoczył pies. Chciałem zahamować, ale nie byłem w stanie. Nagle motor skręcił, zrzucając mnie z siebie. Poleciałem w poprzek ulicy, zatrzymując się na słupie. Mój motor leżał po drugiej stronie ulicy, doszczętnie rozbity. Uderzył w betonowy mur. Poczułem przejmujący ból. Nie byłem w stanie się ruszyć. Byłem połamany. Gdy brałem oddech, kuło mnie w płucach. Dotknąłem swoich żeber. Były połamane. Czułem to pod palcami.
- Pomocy. - chciałem krzyknąć, leczy był to ledwie szept. Nikogo wokół nie było. Była już późna pora.
Z wielkim wysiłkiem sięgnąłem do kieszeni spodni. Mój telefon miał rozbitą szybkę, ale działał. Wybrałem numer alarmowy i wezwałem karetkę. Po 5 minutach przyjechali. Podnieśli mnie i położyli na noszach. Obejrzeli mnie na szybko i zabandażowali mi rękę, gdyż krwawiła. Upadłem centralnie pod słup, pod którym leżały szklane, potłuczone butelki. Miałem szkło powbijane w ciało. Czułem, że szkło tkwiło w moim prawym boku. Koszulka była pokryta krwią. Przypięli mnie pasami i wsadzili do karetki. Pojechaliśmy, opuszczając miejsce wypadku. Nikt o nic nie pytał, a ja nagle uświadomiłem sobie, że mam rozmazaną kredkę na policzkach. Kredka zostawiała czarne smugi tak, jak płynęły łzy. Chciałem wytrzeć policzki, żeby nikt nie zauważył że płakałem, ale moje ręce były przypięte. Zacząłem się rzucać, próbując się uwolnić.
- Ej, ej! Spokojnie! - uspokajał mnie ratownik, przytrzymując mi ręce. - Lou, daj zastrzyk na uspokojenie.- krzyknął do drugiego ratownika.
"Zastrzyk?! Tylko nie zastrzyk!" - pomyślałem i jeszcze bardziej się miotałem. Ratownik niemalże na mnie leżał, próbując mnie przytrzymać.
- On jest całkiem silny, jak na rannego.- zauważył drugi ratownik.
- Lou, błagam cię, nie żartuj sobie tylko dawaj ten zastrzyk!- krzyknął.
Nagle poczułem ukłucie w szyję. Bolało, bardzo. Ale po chwili nic nie czułem. Zrobiło mi się miękko, ciepło i poczułem jak ogarnia mnie spokój. 
"Nie chcę umierać."- pomyślałem. Chciałem podnieść głowę, ale nie byłem w stanie. Leżałem bezwładnie jak warzywo. Odchyliłem tylko głowę lekko do tyłu, a moje oczy się zamknęły. Spokój zawładnął moim umysłem, a ja zapomniałem o bólu. W mojej głowie pojawił się obraz, znów byłem na dachu wieżowca. I znów skoczyłem. Leciałem w dół. Asfalt był coraz bliżej, a ja nie mogłem się obudzić. Tak bardzo chciałem otworzyć oczy. Nie chciałem umierać.
- Yuki... gdzie jesteś? - wyszeptałem.

3 komentarze:

  1. Cóż bardzo podoba mi się opowiadanie. Na pewno będę czytała i odwiedzała twojego bloga.
    Tylko masz tam jeden błąd stylistyczny.
    "Gdy odjechałem, widziałem w lusterku, że ona dalej stała na chodniku, smutna i zdziwiona. "
    Powinno być: gdy odjeżdżałem... myślę, że lepiej to brzmi i ładniej wygląda. Czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co, opowiadanie ma jakiś tam sens.
    Jednak czegoś brakuje...może prawdziwego bólu?
    Bo piszesz tak, jak praktycznie każda nastolatka (chociaż idzie Ci odrobinę lepiej), jednak starasz się by opowiadanie było smutne, ale czytając je można pomyśleć, że autorka tylko wymyśliła to wszystko co związane z uczuciami. No po prostu piszesz tak jakbyś nigdy nie czuła prawdziwego bólu, który chcesz opisać i nieudolnie to robisz.
    Do tego powtórzenia.
    To tylko moja opinia, ale pewnie Cię zdołowałam i usuniesz...
    O, i jeszcze czuję, że bywa Ci robić to co ja w chwilach desperacji, czyli zamiast ogarnąć gdzie i jak stawia się przecinki, Ty wolisz zrobić kropkę.
    No cóż, wybrałaś trudny temat i styl pisania...
    Jednak życzę powodzenia i będę zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimowy Użytkowniku!
      Masz rację, tekst nie jest idealny. Są błędy, powtórzenia i czasem nielogiczne zwroty. Jednak jestem dopiero początkującym pisarzem, więc nie piszę perfekcyjnie. Ale trening czyni mistrza, więc z każdym tekstem będę pisać lepiej. Dziękuję za obiektywną opinię, bo masz rację i wezmę to pod uwagę. Staram się pisać jak najlepiej, ale też jestem bardzo młoda i dopiero nabieram doświadczenia. Mam nadzieję że za kilka nowych rozdziałów napiszesz znów i zauważysz pozytywne zmiany. Pozdrawiam i dziękuję! Autor Bloga ~Neko~

      Usuń

Jeśli dodajesz obiektywny i przemyślany komentarz, to dziękuję. Na pewno się odwzajemnię, lecz jeśli dodajesz puste słowa, hejty, bluźnierstwa lub chcesz mnie zdołować, to nie dodawaj komentarza. Szkoda Twojego czasu, gdyż i tak go usunę. Nie toleruję bezpodstawnych hejtów. Dziękuję i pozdrawiam :) -Neko-