player

GRY

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 7

Witam.

Przyszła pora na rozdział 7. Nie będę się rozpisywać, ponieważ mam dziś zły humor, nie chcę żeby to przeszło na bloga. Przepraszam, że dziś tak bez żadnej podpowiedzi i zachęty, ale sami wiecie, jak to czasem jest z tymi humorkami wieku nastoletniego... So, don't worry about me, I'm fine*. :)

Rozdział VII

Siedzieliśmy właśnie w kawiarence, która znajdowała się niedaleko szkoły. Dowiedziałem się, że Cassian też miał tego dnia niemiłą sytuację w szkole. Tak jak ja, wpadł na pomysł żeby się schować w łazience. Jak widać los chciał, żebyśmy się spotkali. To dobrze.
- Znów się zamyśliłeś.- zauważył Cass i szturchnął mnie plastikową łyżką w policzek.
- Tak, wiem, przepraszam.- przeprosiłem, wcale nie przestając myśleć o swoich sprawach.
Jednak udało mi się zauważyć, że Cass zaczynał się irytować. Jego oczy miały w sobie coraz mniej blasku, usta przestawały się uśmiechać, a policzki stawały się powoli czerwone.
- Dobra, mam dość. Albo powiesz co cię męczy, albo sobie stąd pójdę!- krzyknął, rzucając pogryzioną łyżeczkę na stół.
- Uspokój się.- poprosiłem i złapałem go za rękę na znak, że jest w porządku.
Chłopak oparł się i założył ręce na piersi. To był znak, że wcale nie jest dobrze. Zauważyłem to i się uśmiechnąłem.
- Nie martw się, nic mnie nie męczy. Tylko sobie myślę o tym, co będzie dalej.
- To znaczy?- zapytał.
- Bo... albo dobra, nieważne.- zrezygnowałem.
- No ej, tak się nie będziemy bawić. Jak zacząłeś, to skończ!- jęknął rozczarowany.
Wziąłem głęboki oddech i wyprostowałem się.
- Zastanawiam się co będzie, gdy wrócimy do szkoły. Obydwoje mamy teraz wielkie problemy. Musimy coś z tym zrobić.- wyjaśniłem, a Cass znów się uśmiechnął.
- Mam pomysł, ale pewnie bardzo głupi i mnie wyśmiejesz...
- No powiedz, jaki?- zachęcałem go.
Cassian nachylił się ku mnie, złapał mnie za nadgarstki i... zaczął się śmiać.
- No tak. Bardzo zabawne.- powiedziałem sarkastycznie, ale po chwili też zacząłem się śmiać.
- A tak na serio... Choć znikniemy!- wypalił.
Zdziwiłem się, co chyba zauważył.
- No... mam na myśli, że na kilka dni moglibyśmy gdzieś razem pojechać. Wiesz, żeby odpocząć od szkoły, problemów, innych ludzi...
- W zasadzie to nie taki zły pomysł. Tylko gdzie pojedziemy, czym i kiedy ?- zmartwiłem się.
- Wspominałeś mi, że masz motor. A dokąd pojedziemy? To proste. W sąsiednim mieście, około godziny drogi stąd, jest taki drewniany domek nad jeziorem. Ten domek należy do mojej rodziny. Taki tam spadek, no, nieważne. W każdym razie, nikt tam nie pilnuje, a jest to miejsce położone z daleka od cywilizacji. Żadnych telefonów, komputerów i tabletów. Chwila odpoczynku od rzeczywistości. Domek nie jest może duży, ale idealny na taki wypad. Po za tym, miejsce samo w sobie jest urocze i naprawdę jest tam przyjemnie.
- A kiedy wyjedziemy?- zapytałem zachęcony ofertą którą złożył.
- Dziś w nocy.- odpowiedział i wstał.
Również wstałem i skierowałem się do wyjścia z kawiarni.
- To co? Robimy tak?- zapytał, najwidoczniej zachwycony.
- Możemy spróbować.
- To masz tu kartkę z moim adresem, przyjedź po mnie o północy. Spakuj się i bądź przygotowany na najlepsze.- dał mi kartkę z zapisanym adresem.
Nie wiedziałem jak się pożegnać.
- No to... pa?- pożegnałem się niepewnie.
- Do zobaczenia. Nie martw się, będzie dobrze!- przytulił mnie i odwrócił się, żeby już odejść.
Jednak ja cały czas stałem w tym samym miejscu. Coś nie pozwoliło mi odejść.
- Och, no nie mogę!- cofnął się i ujął moją twarz w swoje ręce. Spojrzał mi w oczy i pocałował mnie. To był namiętny pocałunek. Po chwili się odsunął i poszedł w swoją stronę, nie racząc mnie nawet ostatnim spojrzeniem. Ta sytuacja narobiła mi mętliku w głowie. Znałem tego chłopaka jeden dzień, a on już odważył się na taki wielki krok. W dodatku, to co jest najdziwniejsze, to to, że tak naprawdę bardzo mi odpowiadał taki obrót wydarzeń. Nie wiem czemu, ale bardzo mi się podobał ten pocałunek. Może wyczułem to jakoś podświadomie i dlatego nie byłem w stanie stamtąd odejść? Tak, czy owak, było niesamowicie. A na myśl, że mamy wspólnie spędzić kilka dni w odosobnieniu od reszty świata, aż czułem takie dziwne kręcenie w brzuchu. Z tego wszystkiego, nawinął mi się jeden wniosek: Nie trzeba kogoś długo znać, by się zakochać. Tak, dokładnie - zakochać! Ciężko mi było uwierzyć, że naprawdę się zakochałem. Z wzajemnością. Tylko jedna rzecz, która nie pozwalała mi być szczęśliwym, to myśl, że zakochałem się w chłopaku. Czy to znaczy że moja orientacja hetero uległa zmianie? "Musisz dać sobie czas. Wtedy wszystko samo wyjdzie na jaw, kogo kochasz naprawdę. Yuki czy Cassiana..."- pomyślałem. Z jednej strony mam słabość do Yuki, znam ją kilka lat i przez większość czasu traktowałem ją jak siostrę. Przez ostatnie kilka dni wiele pomiędzy mną, a nią uległo zmianie. Myślałem, że to ona jest tą właściwą osobą. A tu nagle zjawia się Cassian, rozsypuje moje życie na kawałki, burzy moje myśli i przekonania, całuje mnie, wyjeżdża z szalonym pomysłem i znika, zostawiając mnie na pastwę tych okrutnych przemyśleń. Przez niego mam tak wiele znaków zapytania w głowie. Pogubiłem się i za cholerę nie potrafiłem się odnaleźć. Co jest właściwe? Którą drogę wybrać? Tak bardzo bałem się, że źle postąpię. A jeśli wybiorę szkiełko, zamiast diamentu? A jeśli to wszystko okaże się być tylko żałosną grą, prowadzoną przez Cassiana? A jeśli wyznam miłość Yuki i nasza przyjaźń się rozpadnie na dobre? A jeśli... A jeśli to... A jeśli tamto... "Już dość!"- wrzasnąłem w myślach. Złapałem się za głowę i osunąłem się po ścianie na podłogę. Siedziałem na betonie, pod kawiarenką jak żul. Miałem ochotę wrzeszczeć, płakać, rzucać się. Po prostu czułem, że od tego oszaleję. Nie potrafiłem zrozumieć, co się we mnie dzieje. Tak wiele myśli doprowadziło mnie do obłędu. Nagle, wbrew wszystkiemu, zacząłem się śmiać. Śmiałem się jak opętaniec. Po chwili do śmiechu dołączyły łzy. Pogubiłem się, kurwa, pogubiłem się. Jestem szalony. "Niech to się skończy, błagam..."- skamlałem w myślach. Wstałem z chodnika, zarzuciłem kaptur na głowę i włożyłem w uszy słuchawki. Szedłem przed siebie, już bez myśli. Szedłem tam, gdzie chciała iść muzyka i moje serce. Jak się zgubię, to trudno. Teraz nie mogło być ani gorzej, ani lepiej. Poddałem się. Moje miejsce uległo zniszczeniu. Gdzie mam się podziać? Gdzie ułożyć myśli tak, żeby móc spać, by móc być, by po prostu żyć, a nie istnieć? Jak poukładać ten bałagan? Jak, jak jak...?

*I'M FINE:
F- freak.
I - Insecure.
N - Nervous.
E - Emotional.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli dodajesz obiektywny i przemyślany komentarz, to dziękuję. Na pewno się odwzajemnię, lecz jeśli dodajesz puste słowa, hejty, bluźnierstwa lub chcesz mnie zdołować, to nie dodawaj komentarza. Szkoda Twojego czasu, gdyż i tak go usunę. Nie toleruję bezpodstawnych hejtów. Dziękuję i pozdrawiam :) -Neko-